INTERIA.PL: Nie uważa Pan, że presja, jaka ciąży na naszych piłkarzach, to niesamowite ciśnienie i hasła w stylu "historyczna chwila" mogą splątać im nogi w meczu z Belgią? Mecz z Kazachstanem pokazał, że niełatwo gra się takie spotkania. Zbigniew Boniek, legendarny piłkarz reprezentacji Polski: - Odpowiem w ten sposób - wiadomo, że sam piłkarz nie lubi za dużej presji, teorii przedmeczowej, bo to czasami może hamować. Ale powiedzmy sobie szczerze - mamy historyczną szansę pojechać na mistrzostwa Europy, na których nie chcemy dać takiej "plamy", jaką daliśmy podczas mistrzostw świata w Korei, czy w Niemczech, gdzie pierwszy dobry mecz rozegraliśmy dopiero wtedy, jak samolot w drogę powrotną na lotnisku grzał już sliniki. Jak mamy jakieś oczekiwania, a chyba je mamy, to musimy nauczyć się grać pod presją, z wielką odpowiedzialnością i musimy zacząć wygrywać mecze o wielką stawkę. Myślę, że polscy piłkarze pokazali już kilka razy, że z taką presją sobie radzą. Były wprawdzie porażki z Armenią, Finlandią, problemy z Serbią w domu, ale było też pozytywnie - wygrany dwumecz z Portugalią i starcie z Belgią na wyjeździe. Beenhakker ma trudno sytuację, bo z naszymi piłkarzami grającymi na zachodzie jest tak - "im dalej w las, tym ciemniej". W Wolfsburgu do składu z trudem się przebija Jacek Krzynówek, a Maciej Żurawski, czy Radosław Matusiak dawno przestali grać w swoich klubach. Belgowie mają kilku solidnych piłkarzy, którzy grają w równie solidnych klubach jak Bayern (Van Buyten), HSV (Kompany), czy Alkmaar (Dembele). - Powiem jedną rzecz - Belgowie może mają dobrych zawodników, ale my mamy lepszy zespół. I to jest ta różnica! Wydaje mi się, że nie ma co naszych piłkarzy Van Buytenami i innymi straszyć. A że nasi nie grają w klubach zachodnich? Tak się dzieje od dziesięciu lat i trzeba w kadrze korzystać z piłkarzy, którzy wcale nie grają, albo grają "w kratkę". To oczywiste, że im więcej polskich piłkarzy gra na zachodzie i jest w formie, tym lepsze wyniki reprezentacji. Niestety, czasem zdarzają się takie "dołki", że piłkarze nie grają w klubach, to i gra kadry kuleje. Trzeba liczyć na to, że tygodniowe zgrupowanie pomoże szczególnie tym zawodnikom, którzy nie grają, że odbudują formę. Poza tym takich meczów nie wygrywa się formą, technicznymi fajerwerkami, tylko charakterem! Pojawiają się narzekania, że Leo nie powołał np. Jelenia, a spośród obecnych na kadrze napastników gole strzelał tylko Zahorski, który nie zagra. Pozostałym idzie z tym, jak po grudzie. Czy Panu brakuje kogoś w kadrze na Belgię? - W te sprawy nigdy się nie mieszam. Muszę powiedzieć, że wielką przykrością i śmiechem bezsilności reaguje na to, gdy któryś z polskich byłych piłkarzy albo trenerów krytykuje kadrę Beenhakkera, albo samego Beenhakkera. Ja nigdy tego nie robiłem i nie zamierzam robić! Takie krytykanctwo jest typowo polskie. Najlepiej wszystkich tych krytyków wsadzić do jednego wiadra i że tak powiem "pojechać z nimi". Owszem, inteligentnie, normalnie można powiedzieć, że brakuje w reprezentacji Zieńczuka . Powiedzenie, że Zieńczuk się nie sprawdził w Łodzi w meczu z Węgrami, do mnie nie trafia, gdyż przecież tam się nikt nie sprawdził! Co innego jest grać w otoczeniu dajmy na to podstawowych piłkarzy kadry, a co innego występować w gronie ludzi, którzy grają ze sobą po raz pierwszy w życiu. Przekonuje mnie natomiast taka motywacja sztabu trenerskiego reprezentacji, że starcie z Belgią nie jest właściwą porą na eksperymenty! Ten mecz może zadecydować o naszym awansie do mistrzostw Europy, czyli jest to absolutnie słuszna argumentacja. Zatem nie popiera Pan swego kolegi z boiska Grzegorza Laty, który powiedział dosyć ostro, że gdyby do niego przyszedł Beenhakker po nowy kontrakt, to on pokazałby mu drzwi? - Z trenerem Beenhakkerem często się widzimy w Warszawie, bo mieszkamy w tym samym hotelu. Oprócz tego, że uśmiechniemy się do siebie, uściśniemy sobie dłonie, wymienimy dwa słowa, to staram się publicznie nie wypowiadać na temat trenera. Ja uważam, że Beenhakker powinien zostać do końca eliminacji, ale do mistrzostw świata, a nie Europy! To jest dla mnie rzecz oczywista! Na razie Beenhakker chce wprowadzić reprezentację do mistrzostw Europy. Wszystko wskazuje na to, że mu się uda i trzymajmy za niego i kadrę kciuki. A że coś na temat Beenhakkera powiedział Lato, coś innego Tomaszewski, to nie powód, żeby równie kontrowersyjne rzeczy mówił Boniek! Ja powiedziałem w momencie zatrudniania Leo jedną rzecz: "Beenhakker to jest dobry trener, który na pewno pomoże reprezentacji, ale na pewno nie zmieni rzeczywistości polskiej piłki". I to się sprawdziło, bo polska piłka ligowa dzisiaj wygląda gorzej, niż trzy lata temu. Jakie ma Pan przeczucia przed meczem z Belgami? - Belgia to zawsze była drużyna, która leżała polskim piłkarzom. Z czego to wynika? - Belgowie od dawna próbują trochę kopiować Holendrów i starają się grać "futbol totalny". Pomysł to może i dobry, ale wykonanie nie zawsze było holenderskie, tylko belgijskie. A przecież ważne są też umiejętności piłkarzy, nie tylko taktyka. Dlatego przeciwko Belgom zawsze można się było wyszaleć, wylatać, znaleźć trochę wolnej przestrzeni. Mecze z Belgami zawsze są wyrównane, bo oni też mają zdolnych piłkarzy. Potrafią coś kreować, ale i zostawiają bardzo dużo miejsca do kreowania. W związku z tym taki typ przeciwnika zawsze nam pasował. Analizując historię spotkań z "Czerwonymi Diabłami" widać, że jak potrzebowaliśmy z nimi zremisować, żeby pojechać na mundial, tośmy w Chorzowie remisowali (w 1985 r. - przyp. red.); jak ich trzeba było pokonać na mistrzostwach świata, żeby pomarzyć o medalu, tośmy to robili (1982 r.). Rzeczywiście ten meczu urasta do rangi meczu niesamowicie ważnego, ale nie zapominajmy, że mamy jeszcze kilka alternatyw, żeby wywalczyć sobie awans. To inni - Serbia, Finlandia, nie mają żadnej alternatywy, muszą wszystko wygrać. Natomiast my mamy różne kombinacje. Najlepiej wykorzystać tę najprostszą - wygrać w Chorzowie z Belgią. Tym bardziej, że my gramy o wszystko, a oni o nic poza prestiżem. Dlatego poziom adrenaliny u nich a u nas będzie różny. Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL