Zapraszamy na relację na żywo z meczu Armenia - Polska Relacja na żywo dla urządzeń mobilnych Jako piłkarz, w narodowych barwach zagrał w 61 spotkaniach. Wystąpił w finałach MŚ w 1974 i 1978 roku. Potem z powodzeniem radził sobie i radzi na trenerskiej ławce. Co popularny Henri mówi przed dzisiejszym wyjazdowym meczem z Armenią? Wypadek przy pracy - Nasza reprezentacja prezentuje w tej chwili dobry poziom i jest liczącą się drużyną w Europie. Patrząc na sytuację w tabeli naszej grupy, to mamy przewagę punktową i psychologiczną nad rywalami. Wiele oczywiście będzie zależało od meczu z Armenią. Nie jest to zespół, który należy do potentatów, choć w tej chwili słabych przeciwników już nie ma. Jeśli jednak polska reprezentacja zagra na swoim poziomie, to nie powinno być problemów, choć jak mówię, łatwo na pewno nie będzie. Jeżeli teraz, w takiej sytuacji miałoby coś nie wyjść, to byłoby bardzo źle. Nie ma jednak co rozważać negatywnego scenariusza i kalkulować. W dwóch ostatnich meczach trzeba potwierdzić swoją siłę i supremację. Wierzę, że tak będzie - podkreśla. Trener Kasperczak uważa, że porażka miesiąc temu z Danią w Kopenhadze 0-4 była wypadkiem przy pracy. - Jedna porażka nie zmienia naszej sytuacji. Wszystkich meczów nie da się wygrać, choć chciałoby się, żeby tak było. Polska reprezentacja poczyniła w ostatnim czasie niesamowity postęp. Jesteśmy w grupie europejskich średniaków, ale wyróżniamy się wśród nich w ostatnim czasie wynikami i grą - zaznacza. Gwiazdy na Deynę Jako piłkarz Henryk Kasperczak dwukrotnie awansował na mundial, w 1973 i 1977 roku. Za pierwszym razem "Biało-Czerwoni" stoczyli wielki i pamiętny bój z Anglikami na Wembley. Remis 1-1 dał awans na MŚ w Niemczech Zachodnich rok później. - To było wydarzenie w skali światowej. Anglicy byli wtedy potęgą, mistrzem świata z 1966 roku i ćwierćfinalistą mundialu z Meksyku cztery lata później. Jadąc tam wierzyliśmy jednak, że stać nas na korzystny wynik i tak też się stało. Cztery lata później decydujący mecz graliśmy z Portugalczykami na Stadionie Śląskim. W końcówce nie było łatwo, ale remis dał nam awans. Ten mecz zapamiętałem z dwóch skrajnych sytuacji, z jednej strony wynik 1-1 dał nam upragniony awans, a z drugiej był niesmak spowodowany gwizdami na Kazia Deynę. Strzelił wtedy bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego, a kibice i tak gwizdali. Potem już w końcówce, nie wiem dlaczego, czy z powodu kontuzji kiedy schodził z boiska, to gwizdy były jeszcze większe. Był jednak twardą sztuką, wytrzymał presję i nie zrezygnował z gry w reprezentacji, pojechał na kolejne mistrzostwa - opowiada Kasperczak, który wywalczył też awans na mundial jako trener. Ta sztuka udała mu się z reprezentacją Tunezji w 1997 roku. Henri poprowadził potem "Orły Kartaginy" na mundialu we Francji rok później. Dziwna decyzja tunezyjskiego związku Teraz też niewiele brakowało, aby Kasperczak z Tunezyjczykami wywalczył lub nadal walczył o awans. Eliminacje do mundialu 2018 zaczął przecież jako selekcjoner tamtejszego zespołu narodowego i poprowadził go do dwóch wygranych z Gwineą i Libią. Niestety, w kwietniu władze Federation Tunisienne de Football zdecydowały o tym, że Kasperczak musi ustąpić z zajmowanego stanowiska. Stało się tak po dwóch przegranych sparingowych meczach z mistrzem kontynentu Kamerunem oraz Marokiem ... - Jestem wściekły z powodu naszych nieporozumień, do jakich doszło pomiędzy mną, a prezesem tunezyjskiej federacji. Porozmawialiśmy po męsku, a kilka moich słów nie spodobało się prezesowi. Bardzo żałuję, że tak się wszystko potoczyło. Sytuacja była dla nas bardzo sprzyjająca. Słusznie kalkulowałem, że cztery zdobyte punkty, w dwóch kolejnych meczach z DR Konga, praktycznie dadzą awans. Teraz Tunezji wystarczy remis w dwóch ostatnich meczach, tym bardziej, że najgroźniejszy rywal, DR Konga, gra akurat z Libią na wyjeździe - mówi trener Kasperczak. Michał Zichlarz Sprawdź sytuację w "polskiej" grupie eliminacji MŚ!