Skateboarding będzie jedną z pięciu dyscyplin, które po raz pierwszy pojawią się w programie igrzysk. Nie w tym roku, jak jeszcze wydawało się to dwa tygodnie temu, ale w przyszłym. Polskę będzie najprawdopodobniej reprezentować Amelia Brodka. 30-letnia skaterka pochodzi z Nowej Sarzyny na Podkarpaciu. Od dzieciństwa mieszka i trenuje w USA. Z niezłym skutkiem. Zdobywa medale mistrzostw Europy, w 2017 roku w Nanjing wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata. Nie ukrywa nadziei i marzeń o medalu olimpijskim, choć teraz myśli przede wszystkim o tym, by świat poradził sobie z pandemią koronawirusa. Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jak pani przyjęła informację o przełożeniu na przyszły rok igrzysk olimpijskich w Tokio. Dla pani to dobrze, czy źle? Amelia Brodka, brązowa medalistka mistrzostw świata z 2017 roku w jeździe na deskorolce: Gdyby igrzyska zostałyby rozegrane w tym roku i nie byłoby już dodatkowych zawodów, znalazłabym się w gronie zakwalifikowanych. Sądzę, że po tych zmianach, jestem bardzo blisko igrzysk. Z jednej strony, nie mogę doczekać się tego wyjątkowego wydarzenia i pewność startu byłaby czymś cudownym. Z drugiej, czeka mnie kolejny rok treningów i rywalizacji. Ta podróż jeszcze się nie kończy. To dobrze. Będę robić to, co kocham i podążać za marzeniami. Na ile poważnie wy, deskorolkarze, traktujecie włączenie ich sportu do programu igrzysk olimpijskich? - Większość deskorolkarzy ma z tym problem. Wielu z nich boi się, że to za bardzo zmieni kulturę skateboardingu. Zniszczy ją. Z drugiej jednak strony, ta zmiana daje szanse na rozwój i popularyzację naszego sportu na całym świecie. Wewnątrz środowiska słychać było bardziej głosy krytyki. Jazda na deskorolce to do tej pory sport undergroundowy, dyscyplina uliczna, rozwijająca się z dala od sportowego mainstreamu. - To bardziej styl życia niż sport, bardziej sztuka niż sport. Podchodzimy do tego zajęcia na luzie, dla funu. Wielu z nas nigdy nie nazwałoby jazdy na deskorolce sportem. To słowo wypacza sens tego, co robimy. Jeszcze niedawno nie do pomyślenia było, żeby skojarzyć skateboard z ruchem olimpijskim. To zaprzeczenie naszej kultury. Ale to się zmienia. Do programu igrzysk weszły dwie konkurencje - street i park. Pani jest specjalistką w park. Na czym on polega? - Jeździ się w betonowych basenach. Przez 45 sekund wykonujemy tricki. W street pokonuje się przeszkody. To zupełnie inna konkurencja. Jak zaczęła się pani przygoda z tym sportem? - Jeżdżę na desce od 12 lat. Zaczęłam od street. W New Jersey, gdzie wtedy mieszkałam, brakowało skateparków. Od dziesięciu lat specjalizuję się w parku. Przeprowadziłam się do Kalifornii, do San Diego. To mekka tej dyscypliny. Ostatnie sezony miałam bardzo dobre. Dwa razy wygrałam mistrzostwa Europy, byłam trzecia na mistrzostwach świata rozegranych w chińskim Nanjing w 2017 roku. Czy skateboardzista potrzebuje trenera? Może trening też traktujecie na luzie? - Oczywiście są skaterki, które mają własnych trenerów. Częścią kultury jazdy na deskorolce jest jednak brak trenera. Jeździmy razem i obserwujemy się nawzajem. W domu oglądamy filmiki. Potem godzinami uczymy się nowych tricków, ulepszamy je i wprowadzany do swojego programu. Rywalizujemy, ale nawzajem udzielamy sobie wskazówek. W San Diego jeżdżą najlepsi skaterzy na świecie. Jest od kogo się uczyć. Jeździmy dużo. Po trzy, cztery godziny dziennie. Od zawsze wiedziała pani, że będzie reprezentować Polskę? - Nie miałam wątpliwości. Wyjechałam z kraju kiedy byłam dzieckiem, nadal jednak wracam do Polski. Jestem w kraju kilka razy w roku, mam tu rodzinę. Nie mogłabym reprezentować innego kraju. Jakie kraje są potęgą w jeździe na deskorolce? - Stany Zjednoczone, Japonia, Szwecja, Brazylia, Australia.... A Polska? Pani jest jedyną zawodniczką z olimpijską szansą? - Mocne są również polskie deskorolkarki i deskorolkarze w streecie. Zmienił się termin igrzysk, ale rozegrane one zostaną o tej samej porze roku - latem. Nie obawia się pani warunków w lipcu Tokio - wysokiej temperatury i wilgotności? - Jestem przyzwyczajona do upałów. Trenuję w San Diego. Taka pogoda mi odpowiada. Będą inne problemy. Nie wiem jak będzie wyglądał skatepark. Nikt tego nie wie. To najtrudniejsza rzecz w tej dyscyplinie. Nie ma za wiele czasu, żeby zapoznać się z parkiem. Na olimpijskich zawodach dostaniemy godzinę, dwie na rekonesans. Wtedy jednak wszyscy jeżdżą, jest tłum, trudno się w spokoju dostosować do takich warunków. Wierzy pani w medal? - Zawsze jest szansa. Trzeba zrobić wszystkie triki które się planuje, dobrze przejechać konkurs. To dynamiczna dyscyplina, dużo się w niej dzieje i nie jest tak przewidywalna jak inne sporty. Czy jazda na deskorolce jest dyscypliną z której można się utrzymać? - Jest z tym coraz lepiej. Zostałam powołana do Team Visa i mogę się bardziej skupić na jeździe na desce. Wcześniej studiowałam, prowadzę także swoją fundacjdę. Miałam propozycje pracy w korporacji, ale musiałam wybrać coś, co pozwoliłoby mi się utrzymać, a jednocześnie jeździć na zawody. Czy po przełożeniu igrzysk pani nowy sponsor będzie nadal panią wspierał? - Przedstawiciele mojego partnera natychmiast wysłali wiadomość do nas, że przedłużają wsparcie do końca 2021 roku. Bardzo mi to ułatwi przygotowania. Jak pani znosi pandemię? Mieszka pani w USA, gdzie w ostatnim tygodniu nastąpił gwałtowny wzrost liczby zakażonych? Może pani trenować? - Jesteśmy z mężem w Kalifornii. Zdrowi. Tam, gdzie mieszkam, mamy podwórko, a na nim kilka ramp betonowych, a także małą drewnianą trampolinę, jest sprzęt do ćwiczeń, więc mogę nie tylko trenować, ale i wyjść z domu. Jestem szczęściarą, bo mój brat mieszka w Nowym Jorku i niestety, musi siedzieć w mieszkaniu. Jak Amerykanie podchodzą do koronawirusa? - Nigdzie nie jest dobrze. I u mnie - w Kalifornii, i w New Jersey, i Nowym Jorku, gdzie mieszkają moi najbliżsi. Tam jest gorzej, bo występuje najwięcej zachorowań. Na samym początku ludzie lekceważyli zagrożenie, szczególnie młodzi - wychodzili z domu, spotykali się w grupach, wspólnie się bawili. Nadal wśród wielu moich znajomych panuje niedowierzanie, że to coś groźnego i beztroska. Może dlatego, że tutaj epidemia dopiero się zaczyna. Ale szkoły działają online, sklepy, poza spożywczymi, zostały zamknięte, podobnie jak parki, obiekty sportowe i skateparki. Bronimy się jak możemy przed wirusem. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski