W eliminacjach - poza wspomnianą trójką - pobiegł również Kajetan Duszyński. W finale poza nim wystąpili także Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i czasem 3.09,87 ustanowili rekord Europy i olimpijski. Od razu wiadomo było, że cała siódemka otrzyma medale za ten sukces, ale podczas niedzielnej ceremonii medalowej na Stadionie Olimpijskim na podium stanęła tylko czwórka z finału. Pozostali zawodnicy, którzy w późniejszym terminie mają odebrać krążki, obserwowali uroczystość z trybun. Po jej zakończeniu Baumgart-Witan i Hołub-Kowalik popłakały się. - Byłyśmy wzruszone i było nam przykro, że nie wpuścili nas na podium. Ale to jest też nasz medal - podkreśliła. Kowaluk - zapytany, czy podczas ceremonii i jemu zakręciła się łza w oku - stwierdził, że emocje dały mu o sobie znać podczas oglądania w sobotni wieczór finałowego startu, gdy Duszyński wbiegł na metę jako pierwszy. - Dzisiaj jakby to do nas jeszcze nie dotarło, bo nie stanęliśmy tak naprawdę na podium olimpijskim, ale duchem... W sumie to niedaleko też byliśmy. To jest bardzo miłe. Szkoda nam, że nie udało nam się też stanąć razem z naszą ekipą na podium - przyznał. Wówczas do rozmowy włączyła się Hołub-Kowalik, która zapowiedziała, że Polki biegające na dystansie 400 m nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa w stolicy Japonii. - Spokojnie, mamy jeszcze damską sztafetę. Postanowiłyśmy, że musimy sobie to odbić. Ja już dziewczynom powiedziałam, że choćbyśmy nogi miały zgubić, to na tym podium stanąć musimy jeszcze raz po prostu - dodała z uśmiechem. Tokio 2020. Polska sztafeta odebrała złote medale Grupa, która wygrała sobotni finał, do wioski olimpijskiej wróciła ok. godz. 2 w nocy czasu miejscowego. - Ja jestem twardym zawodnikiem, więc czekałam jako jedyna. Jak dziewczyny weszły po kontroli i konferencji, to obudziłam cały pokój. Powiedziałam "medaliści igrzysk olimpijskich to brzmi dumnie, więc nie ma spania, wszyscy wstawać". Część wstała, część nie dała rady. Ale oczywiście czekaliśmy, żeby powitać wracających. Co teraz? Chciałoby się powiedzieć, że pora na świętowanie, ale, niestety, nie ma na to czasu. Odpoczywamy i walczymy w kolejnych sztafetach - wspominała Hołub-Kowalik. Kibicuj naszym na IO w Tokio! - <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-tokio-2020/aktualnosci?utm_source=raport&utm_medium=raport&utm_campaign=raport" target="_blank">Sprawdź</a> Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-studio-ekstraklasa/aktualnosci?utm_source=esatekst&utm_medium=esatekst&utm_campaign=esatekst">Sprawdź!</a> Baumgart-Witan przyznała, że inni sportowcy podchodzą teraz i żartobliwe pytają biegaczy "Jak tam? Popijacie?". 25-letni Kowaluk wspomnianym biegiem eliminacyjnym w sztafecie mieszanej debiutował na igrzyskach. Teraz ma w dorobku złoty medal igrzysk. - Nie spodziewałem się. Moim marzeniem było przyjechać po prostu tutaj, a zaliczyłem debiut i od razu medal. To jest coś niesamowitego. Nie do opisania - przyznał wzruszony. - Każdy chciałby mieć taki debiut - skwitowała ze śmiechem bardziej doświadczona Hołub-Kowalik. Wielu innych polskich sportowców śledziło w sobotni wieczór występ polskiej sztafety. W tym gronie byli m.in. siatkarze, którzy w niedzielę musieli wcześnie wstać ze względu na poranny mecz z Kanadyjczykami. - Ogólnie ludzie oglądali. Dostaliśmy bardzo dużo filmików i miłych informacji. My wróciliśmy wczoraj wcześniej, więc mieliśmy wtedy już kontakt z innymi naszymi zawodnikami. Widać było, że wszyscy żyją tym medalem i wiedzieli o nim. Na takich imprezach, gdzie jest bardzo dużo sportów, wielu osób się nie zna. Poznaje się dopiero tutaj. To właśnie było nie do opisania - relacjonowała Hołub-Kowalik. Z Tokio Agnieszka Niedziałek an/ cegl/