Siatkarze reprezentacji Bułgarii po niezbyt dobrym początku mistrzostw świata i dwóch porażkach w Warnie znów - dzięki wygranej 3:0 z Iranem w piątek - byli w grze o awans do najlepszej szóstki turnieju. By się w niej znaleźć musieli zatrzymać zwycięski marsz Amerykanów, którzy sześć razy z rzędu schodzili z parkietu jako triumfatorzy i triumfem nad gospodarzami w Sofii mogli przypieczętować swój awans do trzeciej fazy MŚ. Jankesi w Armeec Arenie stawić czoła musieli nie tylko drużynie Płamena Konstantinowa, ale też tysiącom fanów, którzy przyszli wesprzeć Lwy. Siatkarze Johna Sperawa nie robili sobie nic z rywali, z ich fanów i wspaniałej atmosfery panującej w Armeec Arenie. Dlaczego? Bo są w tak kapitalnej formie, że nie muszą oglądać się na nic, tylko odsyłają z kwitkiem kolejnych przeciwników. Tak było w Bari, w pierwszej części turnieju i tak też jest w Sofii w części drugiej. W sobotę Jankesi zbili gospodarzy do 20, 20 i 18, a Taylor Sander, Aaron Russell i Matthew Anderson znów byli klasą dla siebie. Siła ofensywna Amerykanów była dla Todora Skrimowa - który znów był liderem Lwów na parkiecie - i jego kolegów nie do przeskoczenia. Zostali przed własną publicznością zawstydzeni. W niedzielę, na zakończenie zmagań w grupie G, Amerykanie zmierzą się jeszcze z Iranem (godzina 16:00), a Bułgarów czeka pojedynek z Kanadą, który może decydować o ich być albo nie być w MŚ (godzina 19:40). Bułgaria - USA 0:3 (20:25, 20:25, 18:25) Sędziowali: Shin Muranaka (Japonia), Vladimir Simonović (Serbia) Widzów: ok. 5000