Andrea Anastasi i jego Czerwone Smoki przed ostatnim meczem w grupie F mistrzostw świata nie mieli już szans na awans i występ w trzeciej rundzie mundialu. Belgowie mieli jednak na pożegnanie z turniejem okazję stawić czoła Brazylii, aktualnym mistrzom olimpijskim. Starcia z takim rywalem nie sposób potraktować inaczej, jak wielkiego święta i okazji, by utrzeć nosa dumnym i pewnym siebie siatkarzom z Kraju Kawy. Canarinhos, mając awans w garści, ruszyli do gry z Belgami głęboko rezerwowym składem. W ekipie Anastasiego nikt się nie obrażał na taki obrót spraw, Igor Grobelny i Sam Deroo poprowadzili zespół do zwycięstw w pierwszym i drugim secie, a niespodzianka - zważając na klasę drużyn, a nie ich skład na parkiecie - wisiała w Bolonii w powietrzu. Mistrzowie olimpijscy z seta na set grali jednak coraz lepiej, wygrali odsłonę trzecią, a duża w tym zasługa Evandro Guerry, który rozkręcił się w ataku i punktował aż miło. W czwartej partii Brazylia też prowadziła wysoko, w zasadzie od początku aż do końca seta, a zespół z Beneluksu dopadł poważny sportowy kryzys i wszystko zakończyło się nokautem 25:15. Kluczową zagrywką Renana Dal Zotto było wpuszczenie na plac gry Douglasa Souzy, który poprawił przyjęcie w drużynie i trafiał w ataku. Wespół z Guerrą dali odpór znakomitej grze Deroo i spółki także w tie-breaku, który Brazylia wygrała pewnie 15:12, by zamknąć spotkanie triumfem 3:2. Brazylia wygrała tedy zmagania w grupie F siatkarskich MŚ, odnosząc w drugiej fazie komplet zwycięstw i pewnie plasując się na miejscu pierwszym. Belgowie zajęli w tabeli pozycję drugą, przed Słowenią i Australią, ale za ekipą mistrzów olimpijskich. Belgia - Brazylia 2:3 (25:22, 25:23, 19:25, 15:25, 12:15) Sędziowali: Hernan Casamiquela (Argentyna), Nasr Shaaban (Egipt) Widzów: ok. 2500