MKOl postanowił nie wykluczyć reprezentacji Rosji z igrzysk w Rio. Dobrze zrobił? Witold Bańka, minister sportu: - Przyjąłem do wiadomości. Idea olimpizmu polega na czystości sportu. MKOl musi się zastanowić, jak przywrócić ducha olimpizmu. Doping to cichy zabójca. Rozumiem argumentację szefa MKOl, nie chce on wprowadzać odpowiedzialności zbiorowej, bo wtedy można niesłusznie skrzywdzić sportowca, który z nielegalnym wspomaganiem nie miał nic wspólnego. Swoją decyzją MKOl trochę odepchnął od siebie odpowiedzialność, zrzucając ją na światowe federacje. Igrzyska właśnie się zaczynają, więc nie spodziewałbym się jakiś radykalnych rozwiązań i dyskwalifikacji Rosjan w poszczególnych dyscyplinach. Na szczęście problem dopingu nie dotyczy polskiej reprezentacji. Jakie są pana oczekiwania co do występu "Biało-czerwonych" w Rio? - Całe szczęście, że nie startuję, bo mój udział to z pewnością nie byłaby dobra zmiana w polskim sporcie (śmiech)... Zwłaszcza w sztafecie 4x400 metrów, w której miałem okazję startować jako zawodnik. Jako minister mam ogromną nadzieję, że będzie to bardzo dobry rok dla polskiego sportu. To nie tylko mój optymizm, ale także sygnały, które płyną do mnie z każdej strony. - Nie było żadnych turbulencji, jeśli chodzi o zagwarantowanie finansowania przygotowań. Jako resort wypłaciliśmy ponad 140 milionów złotych już na początku roku, aby zawodnicy mogli w spokoju zaplanować sobie trening, który pozwoli im zbudować odpowiednią formę na Rio. Bardzo szybko udało nam się też dopiąć wszystkie kwestie stypendialne. Mam też małą satysfakcję, że nikt ze sportowców nie żalił się na ministerstwo w kwestii przygotowań. Spełniliśmy swoje zadania. Teraz trzymamy kciuki za reprezentantów. Czekam już z napięciem. A całe środowisko liczy na zrzucenie klątwy dziesięciu medali. Dawno nie udało nam się złamać tej bariery. Teraz się uda? - Ostatnie trzy letnie igrzyska to właśnie ta magiczna dziesiątka. Spodziewam się tego, że wreszcie przełamiemy tę barierę i przywieziemy z Rio więcej medali. Zdobycie większej liczby krążków będzie także sygnałem, że nasza praca, jeśli chodzi o sport wyczynowy, idzie w dobrym kierunku. Ma w ogóle sens ocenianie udziału w takiej imprezie tylko przez pryzmat medali? - To czyste spekulacje. Na tyle mamy większą wiedzę, że na bieżąco monitorujemy przygotowania zawodników, wiemy mniej więcej, jak wygląda sytuacja sportowca przed najważniejszą imprezą czterolecia. Ale nie zapominajmy, że to tylko sport. Tutaj naprawdę może się wydarzyć wszystko. Igrzyska mogą być fantastyczne, możemy z nich przywieźć mnóstwo medali, ale też zbieg nieszczęśliwych wypadków może spowodować, że tych miejsc na podium będzie mniej. Na pewno nasza czołówka, od której najbardziej oczekujemy sukcesów, jest przygotowana do tego, by osiągać sukcesy. Gdzie mamy szukać szans na medalowe miejsca Polaków? To będzie głównie lekkoatletyka? - Nie tylko. Mamy przecież świetnych kajakarzy, wioślarzy, są siatkarze, piłkarze ręczni. No i zawsze w takiej imprezie jak igrzyska pojawiają się miłe niespodzianki. A lekkoatleci faktycznie ostatnio dostarczali nam sporo powodów do radości.Wystarczy spojrzeć na ubiegłoroczne mistrzostwa świata i niedawne mistrzostwa Europy w Amsterdamie. To rozbudziło apetyty. Wspomniał pan o niespodziankach. Ja stawiam na kulomiota Konrada Bukowieckiego. - To może być "czarny koń"! Ma zaledwie 19 lat, ale startuje bez kompleksów, jest świetnie prowadzony bez trenera. W Bydgoszczy w pierwszym rzucie ustanowił rekord mistrzostw, w kolejnych rekord świata juniorów. Konkurencje indywidualne wzbudzają wielkie emocje, ale nic tak nie jednoczy Polaków jak dyscypliny drużynowe. W Rio wystartują siatkarze i piłkarze ręczni. Dostarczą nam emocji? - Jestem tego pewien. Zarówno siatkarze jak i piłkarze ręczni mają ogromny potencjał medalowy. Przecież to czołowe drużyny globu. Szczypiorniści niedawno wywalczyli brąz na mistrzostwach świata, a siatkarze złoto. Trudno, byśmy od nich nie oczekiwali sukcesu w Rio. Niedawno ogłosił pan, że za złoty medal ministerstwo wypłaci 64 400 złotych, czyli dwa razy więcej niż za wywalczenie złotego krążka w Londynie. Minister finansów Paweł Szałamacha nie będzie załamany, jeśli z Rio przywieziemy zbyt dużo medali? - Wspólnie z premier Beatą Szydło i ministrem Szałamachą stwierdziliśmy, że chcemy mieć ból głowy związany z nadmiarem medali. Absolutnie nie przeraża mnie fakt, że trzeba będzie wypłacać premie. Sportowcom to się należy. Jeśli chodzi o przygotowania to ministerstwo wywiązało się ze swojej roli. Igrzyska w Rio są teraz, ale już w 2018 roku kolejna wielka impreza, zimowa olimpiada w Pyongczangu. - Planujemy duże zmiany, jeśli chodzi o funkcjonowanie polskiego sportu. Chcemy wprowadzić nowe zapisy w tzw. ustawie o sporcie. Reforma na pewno będzie. Mówiłem już o tym, gdy obejmowałem swój urząd. Na pewno nikt nie podejmuje tak ważnych decyzji tuż przed wielką imprezą. Po Rio będzie właśnie okazja, aby wspólnie z całym środowiskiem zastanowić się nad tym, jak to powinno wyglądać. Rozmawiał: Krzysztof Oliwa