Polacy od samego pożytku nie radzili sobie z grającymi bardzo szybko ale i bardzo prosto gospodarzami. Brazylia grała dwa-trzy podania i była w sytuacji bramkowej. Niezwykle zwinni Brazylijczycy robili proste zwody i wygrywali sytuacje indywidualne. Najczęściej ten schemat wykorzystywali atakując przez środek naszej obrony. Mateusz Kus był całkowicie pozbawiony wsparcia partnerów i objeżdżany bez litości. Sytuacja była bliźniacza do tej, jaką w Kielcach Vive Tauron miał na początku poprzedniego sezonu, gdzie potrzeba było dużo czasu, by po sprowadzeniu Kusa obrona stanowiła względny monolit. Polska defensywa, która powinna być ruchomym murem, była złożona z pojedynczych elementów niescalonych ze sobą. Irytująca była powtarzalność naszych błędów i brak reakcji na taką samą powtarzalność ataków przeciwnika. Brazylijczycy grali jak chcieli i na ich styl nasz zespół nie miał recepty. Polacy zaczęli od wyniku 0-4, ale jeszcze nikt nie wygrał meczu w piątej minucie. Po kwadransie traciliśmy już pięć bramek, ale drugą część pierwszej połowy "Biało-czerwoni" zagrali znacznie lepiej w ataku. Od stanu 9-4 zdobyliśmy cztery gole i straciliśmy jednego i było już tylko 8-10. Obudził się Michał Jurecki i to dojście było głównie jego zasługą, bo zdobył dwa gole i dwa razy podał do skrzydłowych. W 27. minucie Michał Daszek, bezsprzecznie najlepszy zawodnik "Biało-czerwonych" w tym meczu, zdobył kontaktowego gola (12-13) i była nadzieja, że Polacy przestaną w końcu gonić wynik. Ale dwa niecelne podania Michała Jureckiego do kołowych w dwóch kolejnych akcjach znów pozwoliły Brazylii odskoczyć na cztery trafienia, bo obrona w żaden sposób nie mogła zatrzymać rywali. Często w piłce ręcznej jest tak, że druga połowa to zupełnie inny mecz i z taką nadzieją można było czekać na wydarzenia po przerwie. Ale już pierwsze dziesięć minut pokazało, że nie ma na co liczyć. Wynik jeszcze nam nie odjeżdżał, bo większej straty niż 3-4 gole nie mieliśmy, ale kwadrans przed końcem wydawało się, że już jest po meczu. Było 19-26, bo posypała się gra w ataku. Nie próbował z rytmu wytrącić Brazylijczyków trener Talant Dujszebajew i nie poprosił o czas. Michał Szyba zastępujący Krzysztofa Lijewskiego, który doznał kontuzji, biegał wyłącznie w poprzek boiska, gubił piłkę na zmianę z Michałem Jureckim i Łukaszem Gierakiem. Ale znów - siedem bramek jest do odrobienia w 15 minut, tylko trzeba się wziąć do roboty, przede wszystkim w obronie. "Biało-czerwoni" znów się zerwali, tym razem ciągnął nas Karol Bielecki - dwie bomby z drugiej linii i asysta do Kamila Syprzaka plus bramka "Dzidziusia" i znów było "tylko" minus cztery. Choć w ataku szło ciągle pod górkę, to jednak szło, ale obrona wszystko marnotrawiła. Brazylijczycy nadal zdobywali bramki łatwo i szybko i bezpiecznie dowieźli przewagę do końca. Końcowy wynik - 32-34 - i tak chyba jest lepszy niż postawa "Biało-czerwonych", bo ustalony został ostatnimi dwoma akcjami w ostatniej minucie przy rozstrzygniętym rezultacie. Porażka z Brazylią niczego Polakom nie przekreśla, tylko komplikuje ich drogę do ćwierćfinału. Pozostałe mecze - z Niemcami, Szwecją i Słowenią - nie będą z pewnością łatwiejsze, taki może być jedynie pojedynek z Egiptem. Gorsze jest to, że szykowany naprędce eksperyment z kierującymi grę Przemysławem Krajewskim i Łukaszem Gierakiem na razie nie wypalił. Nie zastąpił nawet w części Lijewskiego Michał Szyba, nie pociągnął drużyny wystarczająco Michał Jurecki. Momentami gra reprezentacji była jak za najgorszych czasów Michaela Bieglera - bez pomysłu, bez lidera, bez sensu. Gdyby mecz z Brazylią był jakimś egzaminem pokazującym poziom drużyny, to można zaryzykować twierdzenie, że wyciągnięcie drużyny z bezhołowia po 3,5-letniej pracy niemieckiego trenera nie jest możliwe w czasie 40 treningów i 10 meczów pod wodzą Talanta Dujszebajewa. Choć oczywiście wydając taki osąd sporo się ryzykuje - następne mecze Polacy mogą rozegrać genialnie, znakomicie i po raz kolejny zafundować nam huśtawkę nastrojów. Taki scenariusz jest nadal realny przede wszystkim dlatego, że ich na to stać! Niewykluczone też, że wkrótce nastąpi zmiana w składzie i do meczowej "14" wskoczy środkowy rozgrywający z prawdziwego zdarzenia, czyli Mariusz Jurkiewicz. Kolejny mecz Polska zagra we wtorek o 16.30 naszego czasu z mistrzem Europy, Niemcami. Autor: Leszek Salva Polska - Brazylia 32-34 (13-16) Polska: Sławomir Szmal, Piotr Wyszomirski - Krzysztof Lijewski, Mateusz Jachlewski 3, Przemysław Krajewski 3, Karol Bielecki 7, Adam Wiśniewski 1, Bartosz Jurecki 1, Michał Jurecki 5, Kamil Syprzak 2, Michał Daszek 8, Mateusz Kus, Łukasz Gierak 2, Michał Szyba. Brazylia: Maik dos Santos 1, Cesar Augusto Almeida 1 - Henrique Teixeira 4, Joao da Silva 4, Lucas Candido 1, Jose Guilherme de Toledo 7, Diogo Kent Hubner, Thiagus dos Santos 5, Alexandro Pozzer 3, Fabio Chiuffa 3, Oswaldo dos Santos Guimaraes 1, Leonardo Santos 2, Andre Soares 1, Haniel Langaro 1. Po meczu powiedzieli: Sławomir Szmal: "Z taktycznego punktu widzenia byliśmy dobrze przygotowani, ale w głowach nie zrealizowaliśmy naszego planu. Na pewno to pierwszy mecz otwarcia i wielkie emocje. Przed nami jeszcze cztery bardzo ważne spotkania i teraz trzeba się przygotować jak najlepiej do rywalizacji z Niemcami. Być może ta obrona nie będzie tak nam przeszkadzać, jak ta w meczu z Brazylią. W szatni będzie odprawa z trenerem, a wieczorem już będziemy oglądać wideo analizujące kolejnego rywala. Karol Bielecki: "Przerosła nas presja. Brazylijczycy może bardziej od nas chcieli ten mecz wygrać. Zabrakło nam zimnej głowy. Popełnialiśmy bardzo proste błędy, oddawaliśmy im piłkę. Oni rzucali gole, a my ciągle goniliśmy. Rozgrywali swoje akcje, mieli dużo kontr, a my ciągle się męczyliśmy. I w obronie i w ataku popełnialiśmy błędy. Oni narzucili nam swoje warunki gry, a my tego nie potrafiliśmy zrobić. Stąd przegrana dwoma bramkami. Niedużo brakowało, trochę zimnej głowy i mogliśmy ich dorwać w końcówce, ale to oni mają dwa punkty, a my zero i jesteśmy w gorszej sytuacji niż przed meczem. A jeśli chodzi o atmosferę, to graliśmy w bardziej gorących halach i nie mieliśmy problemu. To nas na pewno nie przytłoczyło".