Więcej medali niż w Londynie, Pekinie i Atenach Z trzech ostatnich igrzysk "Biało-czerwoni" przywozili po dziesięć medali. Teraz mamy realne powody, by sądzić, że będzie ich więcej. Także tych z najcenniejszego kruszcu. Nasi mistrzowie w rzucie młotem - Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek oraz dyskobol Piotr Małachowski otwierają światowe rankingi i do walki o olimpijskie złoto przystąpią w roli faworytów. Kto jeszcze? W samej "królowej sportu" - lekkoatletyce mamy co najmniej kilka medalowych szans. Bardzo mocnym faworytem do medalu jest Adam Kszczot (bieg na 800 m). Kamila Lićwinko ma trzeci wynik w tym roku na świecie w skoku wzwyż, z kolei Angelika Cichocka (bieg na 1500) jest w życiowej formie. W światowej czołówce młociarzy jest Wojciech Nowicki, no i nie możemy zapominać o naszych kulomiotach (Tomasz Majewski, Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk) oraz tyczkarzach (Robert Sobera, Paweł Wojciechowski i Piotr Lisek). Siatkarze i szczypiorniści do głównych faworytów nie należą, ale wielokrotnie udowadniali, że są w stanie pokonać każdego. Duże medalowe nadzieje można wiązać z kajakarkami (przede wszystkim Martą Walczykiewicz i czwórką na 500 m) oraz osadami wioślarskimi - dwójką podwójną kobiet (Magdaleną Fularczyk i Natalią Madaj) oraz czwórką podwójną mężczyzn. Bardzo liczymy na kolarzy. Nasz mistrz świata sprzed dwóch lat Michał Kwiatkowski nie ma udanego sezonu, ale Rafał Majka nie ukrywa, że jedzie walczyć o medal, a trasa mu odpowiada. Jeszcze większe nadzieje na podium dają nasze piękne reprezentantki - Maja Włoszczowska (MTB) i Katarzyna Niewiadoma (szosa). Mocnymi kandydatami do medali są pływacy - Radosław Kawęcki i Konrad Czerniak, a także ciężarowcy na czele z mistrzem olimpijskim z Londynu Adrianem Zielińskim oraz żeglarze - Małgorzata Białecka i Piotr Myszka. W sporcie nie zawsze wygrywają faworyci, a wśród tych, którzy mogą im pokrzyżować szyki są także "Biało-czerwoni": Mateusz Polaczek (kajakarstwo górskie), Robert Urbanek (rzut dyskiem), Iwona Matkowska i Magomedmurad Gadżijew (zapasy), Bartłomiej Bonk i Tomasz Zieliński (podnoszenie ciężarów) czy osady wioślarskie i kajakarskie. Nie podoba się im impreza za 10 mld dolarów Gdy jesienią 2009 roku MKOl ogłosił, że 31. letnie igrzyska odbędą się w Rio de Janeiro, Brazylia miała jedną z najdynamiczniej rozwijających się gospodarek. Brazylijski sukces imponował tym bardziej, że w tym samym czasie większość świata boleśnie odczuwała skutki kryzysu, który w połowie 2007 roku rozpoczął się od zapaści na rynku pożyczek hipotecznych w USA. Brazylia nie tylko umacniała pozycję lokomotywy gospodarczej Ameryki Łacińskiej, ale budowała wizerunek wschodzącego mocarstwa, szóstej potęgi gospodarczej świata. Zdobycie praw do organizacji piłkarskiego mundialu w 2014 roku i igrzysk dwa lata później miało być potwierdzeniem rosnącej potęgi kraju. Brazylijski "tygrys" szybko zaczął jednak tracić wigor. Potwierdziło się, że w dłuższej perspektywie gospodarka nie będzie się rozwijać w oparciu eksport surowców i wielkie inwestycje w infrastrukturę. Gdy ceny surowców na światowych rynkach spadły, a na dodatek ich odbiorcy z Azji drastycznie ograniczyli zamówienia, Brazylia wpadła w tarapaty. Ludzie zaczęli tracić pracę, a łatwo dotąd dostępny kredyt z błogosławieństwa nagle stał się pułapką dla milionów brazylijskich rodzin. Nic dziwnego, że Brazylijczykom coraz mniej podoba się pomysł organizacji dwutygodniowej imprezy za grubo ponad 10 mld dolarów. Kilka dni przed rozpoczęciem największej sportowej imprezy na świecie połowa mieszkańców Brazylii jest przeciwna igrzyskom, a aż 63 procent uważa, że ich organizacja przyniesie więcej strat niż korzyści. Negatywny odbiór igrzysk potęguje też kryzys polityczny, w wyniku którego odsunięto od władzy prezydent Dilmę Rousseff. Terroryści, bandyci i komary Bezpieczeństwa na igrzyskach w Rio de Janeiro ma strzec dwukrotnie więcej osób niż przed czterema laty w Londynie i nie świadczy to o rozrzutności Brazylijczyków tylko o skali zagrożenia. "Brazylio, będziesz następna" - groził po zamachach terrorystycznych w Paryżu członek tak zwanego Państwa Islamskiego. Francuski wywiad informował o planach zamachu, a jeszcze przed kilkoma dniami brazylijskie służby aresztowały podejrzanych o terroryzm. Każdy wyruszający na igrzyska musi być świadomy zagrożenia terrorystycznego, ale prywatne agencje bezpieczeństwa przekonują, że goście w Rio zdecydowanie bardziej zagrożeni będą szerzącą się tam przestępczością. Wraz z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną, rośnie liczba rabunków. Najazd kilkuset tysięcy turystów będzie okazją na łatwy zarobek zarówno dla zorganizowanych i świetnie uzbrojonych gangów, jak i drobnych rabusiów. Nawet 85 tys. funkcjonariuszy nie jest w stanie wyeliminować zagrożenia. Gdy słucha się o znalezionych na Copacabanie poćwiartowanych zwłokach czy strzelaninie w największym szpitalu, w którym bandyci chcieli odbić bosa narkotykowego, to nad plagą kradzieży kieszonkowych czy skanowania kart bankomatowych przechodzi się do porządku dziennego. Wielkim problemem podczas igrzysk może być zapewnienie opieki medycznej, bo system ochrony zdrowia w Brazylii kuleje. Część sportowców zrezygnowała z wyjazdu na igrzyska w obawie przed zakażeniem wirusem Zika. Z kolei ci, którzy będą rywalizować w konkurencjach wodnych w zatoce Guanabara, drżą o zdrowie, bo jest pełna bakterii i wirusów. "Nie otwierajcie ust w wodzie" - dostali instrukcję od organizatorów. W imię walki z dopingiem zrobił prezent Putinowi Doping położył się cieniem na igrzyskach w Rio de Janeiro dużo wcześniej przed ich rozpoczęciem. O konieczności walki z niedozwolonym wspomaganiem mówi się od dekad, ale wobec systemu tuszowania dopingu stworzonego przez Rosję czysty sport jest tylko złudzeniem. Jedynie pomiędzy 2012 a 2015 rokiem laboratoria w Moskwie i Soczi ukryły ponad 600 dopingowych wpadek. Pracowali nad tym nie tylko laboranci, szefowie sportowych władz, ale także nawet agenci służb specjalnych. Wobec takich faktów nie robią wrażenia łzy Jeleny Isinbajewej, która razem z 67 innymi rosyjskimi lekkoatletami nie została dopuszczona do igrzysk. Rosja nie tylko zbudowała dopingowe imperium, ale nawet gdy została na tym przyłapana, nie zrobiła niczego, aby uniknąć grożącej kary. W takiej sytuacji nic dziwnego, że zdecydowana większość sportowców i instytucji walczących z dopingiem domaga się wykluczenia całej rosyjskiej reprezentacji z igrzysk. Szefowi Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomasowi Bachowi zabrakło jednak odwagi. Nie zdecydował się wyrzucić rosyjskich dopingowiczów, a odpowiedzialność zrzucił na poszczególne federacje sportowe. "Putin może być dumny ze swojego przyjaciela" - napisali niemieccy dziennikarze o swoim rodaku, a słynny dyskobol Robert Harting nazwał go wprost "częścią systemu dopingowego". Choćby nie wiadomo jak Bach zapewniał, że nie można karać niewinnych za grzechy innych, to nie przekona świata sportu, że jego decyzja nie miała politycznego charakteru. Tak samo nie wytłumaczy się z wykluczenia z igrzysk biegaczki Julii Stiepanowej, której zeznania doprowadziły ostatecznie do zawieszenia w prawach członkowskich Rosyjskiej Federacji Lekkoatletycznej przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF). To cięcie gałęzi, na której się siedzi, bo jaki sportowiec zamieszany w doping będzie teraz skłonny ujawnić jego mechanizmy? Dlatego zamknięcie Stiepanowej drogi na igrzyska trudno odebrać inaczej, jak prezent szefa MKOl dla Putina. Mimo rozczarowania decyzją Bacha, trzeba przyznać, że przed igrzyskami w Rio walka z dopingiem wkroczyła w nową erę. Z jednej strony chodzi o postęp technologiczny w demaskowaniu oszustów, a z drugiej mimo wszystko przełamanie bariery psychologicznej, jakim jest zbiorowe wykluczenie sportowców z igrzysk. Przecież o zorganizowanym dopingu w Rosji mówiło się w świecie sportu od lat. Jeszcze przed igrzyskami w Vancouver trenerzy najsilniejszych reprezentacji grożąc bojkotem, domagali się zdecydowanej reakcji, ale wystąpienia Kanadyjczyka Davida Wooda, który domagał się wyrzucenia Rosjan z zawodów, nie potraktowano poważnie. Teraz wykluczenie rosyjskich gwiazd stało się faktem. Nie było igrzysk bez niedoróbek Australijska dziennikarka, która od ponad trzydziestu lat jeździ na najważniejsze imprezy sportowe, napisała niedawno, że igrzyska w Rio są na drodze do tego, aby stać się najgorszymi w nowożytnej erze. Owszem, zagrożeń jest wiele, ale mimo wszystko, to zbyt ostry sąd, gdy przypomni się, że igrzyska w 1936 napędzała nazistowska propaganda, a jeszcze w latach 80. sport padł ofiarą "zimnej wojny" (większość krajów zachodnich zbojkotowało igrzyska w Moskwie, a w odwecie kraje socjalistyczne nie wysłały sportowców do Los Angeles). Jest mnóstwo mocnych argumentów, by odwołać igrzyska. Nie chcą ich Brazylijczycy, przygotowaniom daleko do perfekcji, śmiertelnym zagrożeniem są terroryści i miejscowi bandyci, a epidemia wirusa Zika może rozprzestrzenić się na całym świecie. W dodatku sport nie radzi sobie z dopingiem. To prawda, że nie wszystkie areny igrzysk będą w stu procentach gotowe, sportowcy w wiosce olimpijskiej muszą radzić sobie z brudem i niedziałającą kanalizacją, w olimpijskich akwenach pływa superbakteria i nikt nie zapewni całkowitego bezpieczeństwa przed terrorystami czy gangami z faveli. Ale właśnie igrzyska są odpowiedzią na te wszystkie zagrożenia. Od początku nowożytnych igrzysk ruch olimpijskich borykał się z brakiem pieniędzy czy czasu na przygotowanie zawodów. Nie było igrzysk bez niedoróbek i nigdy nie będzie! Nie możemy jednak oceniać największego sportowego święta na podstawie brudnych okien w wiosce olimpijskiej. W której dziedzinie życia bardziej niż w sporcie realizuje się idea "per aspera ad astra" (przez trudności do gwiazd)? Na igrzyska jedzie się przełamywać bariery pomimo wszelkich przeciwności, a nie na wczasy all inclusive w pięciogwiazdkowym hotelu z widokiem na morze. Akty terroru, kryzys imigracyjny czy Brexit są kolejnymi sygnałami, że żyjemy w świecie rosnących podziałów. Sport ze swoim największym świętem - letnimi igrzyskami jest nadzieją na ich przełamywanie, na szukanie tego, co nas łączy, na tworzenie poczucia wspólnoty. Właśnie dlatego powinniśmy wierzyć, że igrzyska w Rio de Janeiro są skazane na sukces. Mirosław Ząbkiewicz