Szmal nie obawia się klątwy chorążego. To, że Karol Bielecki będzie niósł w piątek w trakcie ceremonii otwarcia igrzysk w Rio de Janeiro polską flagę, nie ma znaczenia w kontekście występu Polaków. Jak przyjęliście wiadomość, że to Karol Bielecki został chorążym reprezentacji Polski? Sławomir Szmal: - To jest dla nas superinformacja. Przede wszystkim to świetna promocja piłki ręcznej. Z drugiej strony to nasz bardzo dobry kolega, który przez swoją grę i swoją historię pokazał młodym ludziom, że nie można się poddawać i trzeba walczyć bez względu na wszystko. A wie pan o klątwie chorążego? Od 1992 roku osoba, która niosła polską flagę na ceremonii otwarcia igrzysk, nie zdobyła medalu. Nie boicie się tego? - Na szczęście my jako piłkarze ręczni w ostatnim czasie łamaliśmy różne przesądy i wszelkie zasady. Mam nadzieję, że tym razem też tak będzie. Jesteście mieszanką doświadczenia, rutyny i młodości. To dobra recepta na sukces? - Za nami bardzo ciężkie przygotowania i mamy przed sobą jeszcze jedną grę kontrolną z Tunezją w środę. Trudno na razie oceniać, jak jesteśmy przygotowani. Bo to wszystko co wypracowaliśmy na ciężkich, fizycznych treningach będzie trzeba pokazać na boisku. Atmosfera jest bardzo dobra, mimo że spędziliśmy ze sobą już mnóstwo czasu. Na razie trzeba się cieszyć, bo wyraźnie widać, że jest coraz lepiej, a emocje wcale nie opadają. Pan zna doskonale trenera Tałanta Dujszebajewa, ale dla wielu jego treningi mogą być nowością. Czy widzi pan już jego rękę w kadrze? - Osobiście już się przyzwyczaiłem do jego treningów, bo mam przyjemność współpracować z trenerem od dwóch lat w Kielcach. To trener bardzo wymagający, który przede wszystkim zwraca uwagę na grę w taktyce i ta drużyna tego właśnie potrzebuje, by w trudnych momentach to, co wypracuje na treningach, pokazać na boisko. Od fazy grupowej zależy na kogo wpadniecie w ćwierćfinale. Czy kogoś się szczególnie obawiacie? - Do każdego przeciwnika musimy podejść w stu procentowej koncentracji i mamy olbrzymi szacunek przed rywalami. Przede wszystkim myślimy jednak o kolejnym meczu. Nie wolno nam myśleć o ćwierćfinale, jak jeszcze turniej się nawet nie zaczął. A jakie znaczenie ma to, że zaczynacie z gospodarzami? - To na pewno nie jest komfortowa sytuacja. Mieliśmy podobną sytuację w igrzyskach w Pekinie, ale tych przeciwników nie można w żaden sposób porównać. Zespół z Brazylii na pewno jest znacznie mocniejszy. Półtora roku temu z nimi graliśmy i u siebie przegraliśmy. To pokazuje, że to drużyna jest budowana na ten turniej. Emocje w pierwszych meczach są olbrzymie i właśnie dlatego trzeba zachować spokój. To lepiej grać z gospodarzami na początku turnieju, czy na końcu? - Tak naprawdę każdy mecz to inna historia. Nie ma zatem dobrej odpowiedzi na to pytanie. Często wraca pan jeszcze myślami do przegranego ćwierćfinału w Pekinie? - Ubolewam, ale niestety tak. Teraz wydaje mi się, że czeka nas trudniejszy turniej. W Chinach było co najmniej dwóch przeciwników, na których nie trzeba było takiej mobilizacji i skupienia. Byli po prostu od nas sportowo słabsi. Obecnie poziom jest bardzo równy i każdy mecz będzie rozgrywany na wielkich emocjach i to do ostatnich sekund. Jaki stawiacie sobie cel? - W tej chwili najważniejsze dla nas jest wyjście z grupy. A w ćwierćfinale trzeba już postawić wszystko na jedną kartę i trzeba zostawić dużo potu na parkiecie, żeby przejść przeciwnika. Tym bardziej, że to będzie światowa czołówka - Katar, Dania, Chorwacja lub Francja. Wielu pana kolegów z reprezentacji będzie debiutować w igrzyskach. Jaką ma pan dla nich radę? - Przede wszystkim musimy się wszyscy skupić wyłącznie na sobie. O całej otoczce i o tym, co dzieje się wokół, trzeba zapomnieć. Z tego, co zauważyłem, to trener wymaga już teraz, by koncentracja była wyłącznie na meczach. Z Rio de Janeiro - Marta Pietrewicz