W ostatnich dniach było wiele spekulacji, dotyczących tego, kto zapali olimpijski znicz. Głównym faworytem był słynny Pele, choć mówiło się, że na przeszkodzie może stanąć zdrowie najsłynniejszego piłkarza w historii. Ostatecznie olimpijski znicz zapalił de Lima. Była to forma wynagrodzenia dla niego za to, co przeżył podczas igrzysk w Atenach, gdzie niemal pewnego złotego medalu pozbawił go... demonstrant. Na 36. kilometrze maratonu w Atenach Vanderlei de Lima biegł jako pierwszy do mety, gdy nagle spośród widzów wyskoczył Irlandczyk Neil Horan, znany z przerywania imprez sportowych, i zepchnął biegacza z trasy w tłum widzów. De Lima co prawda zaraz wrócił do rywalizacji, ale stracił kilkanaście sekund, poza tym został wybity z rytmu. W konsekwencji nie utrzymał prowadzenia do końca biegu i musiał zadowolić się brązowym medalem. Sprawca napaści został skazany na więzienie w zawieszeniu i grzywnę, ale de Limie nie przywróciło to szans walki o złoto. Otrzymał tylko pamiątkowy medal od MKOl-u.