W finale, tak jak i w eliminacjach, w sztafecie wystąpili ponadto Łukasz Krawczuk, Rafał Omelko i Jakub Krzewina. "Nie rozpatrujemy tego w formie sukcesu, dla nas jest to porażka. Nastawiliśmy się trochę na wyższe miejsce, bo pobiegliśmy sekundę gorzej niż dzień wcześniej, ale tu była walka o lokaty, a nie o czas. Liczyliśmy po cichu na czwartą, piątą lokatę, ale niestety skończyliśmy na siódmej. Na tę chwilę to dla nas zawód, spodziewaliśmy się lepszych biegów. Każdy z nas czuje niedosyt. Z drugiej strony wydaje mi się, że gdyby ktoś przed igrzyskami powiedział nam, że będziemy na siódmym miejscu w finale, bralibyśmy w ciemno" - dodał. Polacy z europejskich ekip przegrali jedynie z czwartymi na mecie Belgami. "Powtórzyliśmy zatem wynik z mistrzostw Europie w Amsterdamie. Świat niestety jest na tyle z przodu, że musimy jeszcze popracować. Jestem zawiedziony. To dopiero siódme miejsce, ale nawet gdyby było czwarte to też jest poza podium" - przyznał. Pietrzak zaznaczył, że gdyby mieli trochę więcej szczęścia i gdyby uzyskali o pół sekundy szybszy czas (3.00,50), mogłoby to dać miejsce na podium. "Szkoda, że się nie udało. W przyszłym sezonie, chcielibyśmy złamać 2.59 w sztafecie. Marzy nam się rekord Polski. Jeszcze nie jesteśmy na to przygotowani, ale może za dwa lata. Jesteśmy taką drużyną, że potrafimy walczyć. Indywidualnie nie potrafilibyśmy dogonić czołówki świata, ale w sztafecie robimy to regularnie. Może jeszcze widać tę różnicę, ale cały czas doganiamy ją" - ocenił. W eliminacjach "Biało-czerwoni" uzyskali czas 2.59,58. "To czwarty wynik w historii polskiej lekkoatletyki, najlepszy od 17 lat, tak że jest się z czego cieszyć, ale dla nas to za mało. Jesteśmy ambitnymi ludźmi i wierzymy w wyższe cele" - podkreślił Pietrzak. Polacy w Rio wywalczyli dotychczas 11 medali. W niedzielę, ostatniego dnia rywalizacji, szanse na podium mają m.in. piłkarze ręczni, zapaśnicy i maratończycy. Z Rio de Janeiro - Marta Pietrewicz