Przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un wysłał na igrzyska olimpijskie do Pjongczangu nie tylko sportowców, ale także grupę 229 cheerleaderek. Mają ocieplić wizerunek północnokoreańskiej dyktatury i wywiązują się z tego zadania perfekcyjnie. Ubrane w jednolite stroje, robią wrażenie sposobem, w jaki dopingują swoich sportowców. Dziewczyny perfekcyjnie opanowały układ choreograficzny. Tańczyły, machał, kołysały się i śpiewały koreańskie piosenki ku uciesze pozostałych fanów. Połączona reprezentacja Koreanek z północy i południa przegrała ze szwajcarskimi hokeistkami 0-8, ale północnokoreańska "armia ślicznotek", jak zachodnie media określają cheerleaderki z Korei Północnej, zgodnie klaskały i okrzykami: "Dalej, walcz, wygraj!" zagrzewały swój zespół do walki. Filmik z dopingiem Koreanek zamieszczony na mediach społecznościowych przez holenderskiego dziennikarza bije rekordy popularności. Niestety ich obecność na igrzyskach w Pjongczangu może mieć także ciemniejszą stroną. Jeśli nie będą ściśle wykonywać instrukcji władz, po powrocie do kraju trafią do więzienia. Dokładnie tak było w 2006 roku, gdy cheerleaderki po powrocie do domu złamały zakaz opowiadania o tym, co widziały za granicą. Wówczas do obozów karnych trafiło 21 dziewczyn. Każda sekunda igrzysk tylko w Eurosport Player MZ