Już dziś o 17 na skoczni normalnej (HS106) w Oberstdorfie Anna Twardosz, Kamila Karpiel, a także nowy mistrz świata Piotr Żyła i Dawid Kubacki będą walczyć w drużynowym konkursie mieszanym mistrzostw świata. Marzenia o medalu trzeba odłożyć na kolejne lata. Nasi mistrzowie skoków nie doczekali się jeszcze równie mocnych koleżanek. Nie ukrywa tego trener naszej kadry kobiet. Co jest najtrudniejsze w ściganiu czołówki? O to zapytaliśmy Łukasza Kruczka w Oberstdorfie. - Dziesięć lat przepaści - odpowiedział bez namysłu. - W skokach męskich to ściganie byłoby naprawdę trudne, w damskich jest jeszcze przestrzeń do poprawy. Choć czołówka też nie czeka i swoje robi - dodał. - Sześć drużyn "odjechało", a reszta jest cały czas blisko siebie, gdzie każda z drużyn ma jedną zawodniczkę na dobrym poziomie, czy dwie na średnim, a reszta jest zbierana z zawodniczek trochę słabszych - ocenił Kruczek. - Coś takiego mieliśmy u nas w skokach męskich z końcem lat 90., gdy z jednym dobrym zawodnikiem można było jeszcze wskakiwać do szóstki - przypomniał nasz były skoczek. Zdarza się, że nasze młode skoczkinie nie radzą sobie z emocjami. Słaba forma, nieudany skok kończy się załamaniem, płaczem. Zapytaliśmy szkoleniowca, czy emocje to najtrudniejszy punkt współpracy z dziewczynami. - A jak jest z wami, gdy z nimi rozmawiacie? Emocje grają dużą rolę, ale to nie jest kwestia, jakiej nie można wypracować. Trzeba cierpliwości - zaznaczył Kruczek. Podkreślił, że problem dotyczy naszej kadry, a nie kobiet w ogóle. - Najlepsze zawodniczki są "twardsze", mają za sobą kilka lat doświadczenia i obycia z pracą medialną. Mówimy o zawodniczkach Austrii, Norwegii i Słowenii. Za nimi jeżdżą, tak jak wy za naszymi chłopakami, tabuny dziennikarzy, jest telewizja, są przekazy medialne, konferencje prasowe. One mają to na co dzień. A dla naszych zawodniczek takie mistrzostwa to jedyna okazja, gdy mają większe spotkanie z dziennikarzami - powiedział trener "Biało-Czerwonych". Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź Obecny sezon jest trudny dla naszych zawodniczek, a podkreśleniem tego jest słabsza forma Kingi Rajdy. - W zeszłym sezonie Kinga rozkładała taki parasol ochronny nad pozostałymi zawodniczkami. Zdobywała punkty, regularnie pojawiała się w "30" konkursów. Za jej plecami inne dziewczyny cały czas się rozwijały - mówił Kruczek, podkreślając, że nie interesują go miejsca w ogonie stawki. - Chcemy miejsc na podium. Przynajmniej ja mam taki cel: chcę wygrywać. Nie zależy mi na tym, żeby przyglądać się innym i przebierać nogami, czy awansujemy do "30", albo w ogóle do konkursu. Celem jest wygrywanie, bo po to się uprawia sport. Od nas wszystkich wymaga to ogromnych nakładów pracy i cierpliwości, bo to nie ruszy z dnia na dzień - podkreślił. Jak przyznał, współpraca z dziewczętami nierzadko jest bardzo trudna. - Wypowiedzi, że "nie dogadujemy się z trenerem Kruczkiem", gdyby zostawały w grupie, pozwalałyby sobie wszystko wyjaśnić - powiedział Kruczek, któremu żona czasem podpowiada, jak dotrzeć do zawodniczek. - Czasami nie ma pomysłu, a żona podpowie, że można by zrobić tak czy inaczej - powiedział. Zaledwie tydzień po konkursie w Rasnovie nasze zawodniczki znów mają okazję wystąpić w mikście z czołowymi skoczkami świata. - Muszą się uczyć przebywać w towarzystwie chłopaków, bo to są mistrzowie, herosi skoków. Do tej pory dziewczyny zwykle mogły ich obserwować w telewizji, czy internecie. Tymczasem przebywanie z nimi na co dzień, przybijanie sobie piątki, pozowanie do zdjęć to jest dla nich czasem mocniej stresujące niż samo skakanie - zaznaczył Kruczek. Z Oberstdorfu Waldemar Stelmach