Artur Boruc w kadrze wystąpił po raz 65. Z boiska zszedł w 44. minucie. Kibice zgotowali mu owacje na stojąco, a koledzy z drużyny utworzyli wielki szpaler. - Myślałem, że dopadną mnie jakieś spazmy, ale obyło się bez tego. Dałem radę zejść o własnych siłach. To był piękny moment. Mniej więcej tak to sobie wyobrażałem. Jestem dumny, że dałem radę zakończyć grę w reprezentacji meczem z czystym kontem - przyznał Boruc. Piłkarz przyznał, że był to dla niego trudny moment, z którym wie, że musi się pogodzić. - Jest mi smutno, ale wiem, że coś się kiedyś zaczyna i kończy - mówił. Tuż po spotkaniu ciężko było mu jeszcze zebrać myśli, za co przepraszał zgromadzonych dziennikarzy. - Przepraszam, bo chyba ciągle jeszcze jestem w szatni. W każdym razie cieszę się, że mogę podziękować teraz wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki, a nawet mnie nie lubili, bo to mnie motywowało jeszcze bardziej. Dziękuję ślicznie - skwitował bramkarz. Już dzień przed meczem grupa kibiców zebrała się pod hotelem, w którym mieszkają piłkarze kadry. Kiedy wrócili z wieczornego treningu, rozwiesili transparent "Artur Boruc, dla nas jesteś wybitny". Odpalili race świetlne i skandowali nazwisko Boruca. - Nie miałem pojęcia, że coś takiego się szykuje. Przyznam, że byłem zdenerwowany, że ktoś tarasuje nam drogę. Dopiero jak przeczytałem napis na banerze, to zdałem sobie sprawę, że to dla mnie. To było coś fantastycznego. Emocje wzięły górę. Nie potrafiłem się powstrzymać i zacząłem płakać. To było bardzo wzruszające - podkreślił. W poniedziałek w Gdańsku "Biało-Czerwoni" zmierzą się towarzysko z Meksykiem. Z Warszawy Michał Białoński