W pierwszej połowie pachniało przechwałkami, które wypełniały prasę na obu kontynentach przed pierwszym meczem. "Osiem milionów przeciwko 11 kangurom" - mobilizowała swoich piłkarzy prasa w Hondurasie. - Okazało się, że "Kangury" też potrafią grać w piłkę - zżymał się po remisie 0-0 selekcjoner Australijczyków Ange Postecoglou, którego los zależał od wyniku barażów. Pierwsze 45 minut na wypełnionym 77 tysiącami widzów stadionie w Sydney bardziej niż mecz piłki nożnej przypominało rozgrywkę w zdecydowanie bardziej popularny na antypodach futbol australijski. Było dużo brudnej gry, dużo kartek (pierwsza już w trzeciej minucie) i dużo przeszkadzania. Na piłce obie drużyny skupiły się dopiero po przerwie, kiedy ze wszystkich zeszło ciśnienie. Inicjatywę przez całe spotkanie mieli jednak gospodarze, którzy pozbawili rywali wszystkich atutów. Pierwszego gola Australijczycy strzelili w 54. minucie. Z rzutu wolnego, tuż sprzed pola karnego, uderzał obok muru Jedinak, a piłka odbiła się od Henry'ego Figueroi, przez co kompletnie zmieniła tor lotu i wpadła do bramki, obok zdezorientowanego golkipera Hondurasu. Drużyna z Ameryki Środkowej starała się odrobić straty, ale dostała kolejny cios. Losy rywalizacji rozstrzygnęły się w najmniej lubiany przez kibiców sposób, czyli dyskusyjną decyzją sędziego. W 71. minucie, kiedy Honduras dzielił jeden gol od awansu na mundial, sędzia podyktował kontrowersyjny rzut karny. Po dośrodkowaniu z lewej strony, lotu piłki nie przeciął Jerry Palacios, a w rozpaczliwy sposób, ni to nogą, ni to ręką, próbował zatrzymać ją wspomagający kolegów w obronie Bryan Acosta. Wszyscy reprezentanci Hondurasu złapali się za głowy, ale stojący tuż obok Nestor Pitana nie miał wątpliwości i wskazał na "wapno". Donis Escober wyczuł zamiary bohatera narodowego Australii Jedinaka, jednak piłka po rękawicy bramkarza wpadła do siatki, w zasadzie pieczętując wyjazd "Kangurów" do Rosji. Podłamani takim obrotem spraw Honduranie, postawili wszystko na jedną kartę, zapominając o zabezpieczeniu tyłów. W 84. minucie rezerwowy Robbie Kruse urwał się obrońcom gości i wpadł w pole karne. Dopiero tam powstrzymany został przez spóźnionego Jerry'ego Palaciosa, który wyciął go od tyłu. Piłkę na 11. metrze ustawił sobie niezastąpiony Jedinak i pewnym strzałem zdobył bramkę. Już w doliczonym czasie honorowego gola dla Hondurasu, w wielkim zamieszaniu, strzelił Alberto Elis, ale nie zmąciło to znakomitego nastroju na ANZ Stadium. Na koniec, z głośników poleciało nie "We Are The Champions", ale nieśmiertelne "Down Under" zespołu Men At Work. W takich okolicznościach wyłoniony został 31. z 32 uczestników mistrzostw świata w Rosji w 2018 roku. W ostatnim barażu interkontynentalnym, w czwartek, w Limie Peru podejmie Nową Zelandię. W tej parze - tak jak w przypadku Australii i Hondurasu - wszystko rozstrzygnie się w rewanżu, ponieważ w pierwszym spotkaniu zabrakło bramek. Łukasz Przybyłowicz <a href="http://wyniki.interia.pl/mecz-australia-honduras-2017-11-15,mid,619308" target="_blank">Australia - Honduras 3-1 (0-0). Raport meczowy</a>