Paweł Dawidowicz ocenił, że kłopoty polskich piłkarzy w swoich klubach nie będą miały znaczenia w trakcie zbliżających się młodzieżowych mistrzostw Europy w Polsce. "Kluczowe będą przygotowania w Arłamowie" - powiedział 22-letni pomocnik. Ostatnio w Warszawie przechodził pan rehabilitację. Jest pan gotowy do udziału w mistrzostwach Europy U-21 w Polsce? Paweł Dawidowicz: - Od 1,5 tygodnia trenuję indywidualnie z pełnym obciążeniem i pomału jestem wprowadzany do treningów z zespołem. Od czwartku będę normalnie trenował z drużyną. Na tydzień przed rozpoczęciem turnieju będę gotowy na 100 procent. W minionym sezonie miał pan jednak pecha. - Dokładnie. Jeśli tylko byłem zdrowy, to grałem. Ale co jakiś czas przytrafiał się uraz. W rundzie jesiennej miałem tylko jeden uraz, który wykluczył mnie z gry na trzy tygodnie. Wiosną jednak miałem dwie kontuzje. Jedna wykluczyła mnie z pierwszego miesiąca rundy rewanżowej, natomiast z powodu drugiej, klub zwolnił mnie wcześniej, abym przygotował się do turnieju w Polsce. Jak ocenia pan decyzję o wypożyczeniu do VfL Bochum? - To była trafiona decyzja. Kiedy byłem zdrowy, to grałem i zdobywałem nowe doświadczenia. Przede wszystkim wiem, że niektórym trenerom czasami trzeba się postawić. Chodzi o lżejsze treningi po powrocie ze zgrupowania reprezentacji. Czasami organizm nie wytrzymuje tak dużych obciążeń. Do niemieckiego zespołu został pan wypożyczony z Benfiki Lizbona. Dwa lata w tym klubie spędził pan w rezerwach. Nie za wcześnie odszedł pan z Lechii Gdańsk? - Często słyszę to pytanie i za każdym razem mówię, że po raz drugi podjąłbym taką samą decyzję. Rozwinąłem się pod każdym względem: piłkarskim, fizycznym, taktycznym i mentalnym. Oczywiście w Polsce również można się rozwinąć. Jednak pod względem mentalnym duży rozwój następuje za granicą. Na początku dostaje się "dzwona", a potem trzeba się podnieść. Pan dostał "dzwona"? - Nawet nie, bo rok temu przygotowywałem się z pierwszym zespołem do sezonu i nie odstawałem od reszty. Zawodnicy z pierwszego zespołu obserwowali mnie tylko na pierwszym treningu. Potem mnie zaakceptowali i traktowali jak członka drużyny. Niestety ponownie nie dopisało mi zdrowie i nie zagrałem w sparingach. Dlatego zdecydowano się mnie wypożyczyć. Rok temu przebywał pan w Arłamowie z seniorską drużyną narodową. Teraz brakuje pana na zgrupowaniu przed meczem z Rumunią w eliminacjach mistrzostw świata 2018. To nie jest krok do tyłu? - Zupełnie nie. Wystarczy popatrzeć na składy innych zespołów biorących udział w MME. Do Polski przyjadą klasowi piłkarze i zapowiada się fajny turniej. Na pewno będzie wysoki poziom. W grupie A reprezentacja Polski zmierzy się kolejno ze Słowacją, Szwecją i Anglią. To rosnąca skala trudności jeśli chodzi o kolejnych rywali? - Bardzo dużo będzie zależało od pierwszego meczu ze Słowacją. Teoretycznie poziom trudności rośnie z każdym meczem. Póki co nie znam szczegółów o naszych rywalach. Czego można się spodziewać po reprezentacji Polski w tym turnieju? - Też chciałbym to wiedzieć (śmiech). Pewne jest, że każdy z nas chce wygrywać. Nikt z nas nie kalkuluje. Po prostu na każdy mecz będziemy wychodzili po zwycięstwo. Na pewno zaangażowania i woli walki nam nie zabraknie. To jest podstawa do odnoszenia zwycięstw. Czy na waszą postawę może mieć wpływ, że część z was nie grała regularnie w minionym sezonie w swoich klubach? - Ci, którzy ostatnio nie grali, to w większości zawodnicy z zagranicznych klubów. Żeby znaleźć się w takim klubie, musieli osiągnąć określony poziom. Według mnie kluczem będą przygotowania w Arłamowie. Jeśli dobrze się przygotujemy, to kłopoty w klubach nie będą miały znaczenia. A gdzie upatruje pan największej siły polskiej reprezentacji? - Jesteśmy zgranym zespołem i jeden idzie za drugiego. Wszyscy się szanują i nie ma żadnych zgrzytów. Każdy jest w stanie pracować za kolegę. To najważniejsza cecha naszego zespołu. Rozmawiał Marcin Cholewiński