Choć prezydent Francji Francois Hollande przyznaje, że zamachy są prawdopodobne, prawie 100 tysięcy ludzi obejrzy w piątkowy wieczór mecz otwarcia w strefie kibica w Paryżu. Pola Marsowe zamieniono w twierdzę. Przez linie policji trzeba przejść już na sąsiednich ulicach. Po kontroli i kilkudziesięciu minutach w kolejce, przed wejściem do strefy czeka nas kolejna drobiazgowa kontrola. We Francji wciąż obowiązuje stan wyjątkowy i mieszkańcy przyzwyczaili się już do jego niedogodności i zagrożenia atakami terrorystów. - Gdybyśmy mieli cały czas się bać, już dziś bylibyśmy jak martwi - mówi cierpliwie czekająca na wejście do strefy Sarita. Ze znajomymi, będzie oglądać mecze Francuzów właśnie na Polach Marsowych. Czy naprawdę się nie boi? - Przyszłam się tu dobrze bawić, jeśli nawet tu umrę, cóż, takie jest życie - mówi ze śmiechem młoda mieszkanka Paryża. - Nie sposób cały czas myśleć o zagrożeniu zamachami, trzeba żyć normalnie, bo inaczej zwariujemy - dodaje Jeremy. Do strefy kibica przyszedł z dziewczyną i zapowiada, że chce wpadać tu prawie codziennie. Żaden z naszych rozmówców nie powiedział, że się boi. Wszyscy wzruszają tylko ramionami i podkreślają, że życie w strachu sprawia, że jest tylko gorzej. Dla nich właśnie zaczyna się wielkie święto. Gospodarze bawią się w najlepsze, więc nam pozostaje się dostosować i przestać rozglądać się wciąż za potencjalnym zagrożeniem. Tuż przed rozpoczęciem turnieju jest wesoło i kolorowo. Miejmy nadzieję, że Francję, czeka miesiąc piłkarskiego karnawału. Piotr Chołdrych, Paryż