Atletico znajduje się w ścisłej światowej czołówce klubów, które najwięcej zarobiły tego lata na transferach swoich piłkarzy. I na szczycie listy zespołów, które nie potrafią zrobić z tych pieniędzy odpowiedniego użytku. Początek rozgrywek ligowych w Hiszpanii coraz bliżej, walkę o fazę grupową Ligi Europejskiej "Czerwono-biali" już rozpoczęli. Z konieczności jak najszybszego wzmacniania składu zdają sobie w madryckim zespole sprawę wszyscy. Ale nikt za bardzo nie wie, jak się do tego efektywnie zabrać. Ponad 60 mln euro kosztowała angielskich gigantów dwójka David de Gea i Sergio Aguero, a jak dotąd tylko jedna piąta tej sumy została przez władze "Colchoneros" rozdysponowana, głównie na wzmocnienie defensywy i środka pola. Nie było problemów ze znalezieniem następcy De Gei - Chelsea zgodziła się na wypożyczenie pozyskanego z belgijskiego Genk Thibauta Courtoisa, trzeciego najdroższego bramkarza tego lata, w dodatku w klubie pozostali uznawani za wielkie talenty Joel i Sergio Asenjo. O wiele mizerniej wyglądają postępy w łatania dziury po Aguero. Prezydent Enrique Cerezo i sprawujący faktyczną władzę dyrektor naczelny Miguel Angel Gil łudzili się, że pieniędzy ze sprzedaży Aguero wystarczy na przynajmniej dwa-trzy solidne wzmocnienia. Ale nie da się kupować szybko i tanio, gdy inne kluby wiedzą o zalegającej na koncie kupującego pokaźnej sumce, a każda sekunda zwłoki w negocjacjach stawia nabywców w gorszej sytuacji. To wszystko jednak bardziej wina władz Atletico, niż zepsutej, skąpej ludzkiej natury. Zamiast skupić się na jednym czy dwóch realistycznych celach i ustalić warunki transferów jeszcze przed otrzymaniem pieniędzy za Aguero, Cerezo i Angel Gil zaczęli negocjować z połową Europy. W Almerii upatrzyli sobie przebojowego skrzydłowego Pablo Piattiego, z Villarrealu chcieli pozyskać w pakiecie Giuseppe Rossiego i Borję Valero, z FC Porto Radamela Falcao. Pytali też o cenę Pablo Osvaldo, snajpera Espanyolu, rozgrywającego Wolfsburgu Diego, czy Antoine'a Griezmanna - 20-latka z Realu Sociedad, obwołanego odkryciem poprzedniego sezonu Primera Division. W kontekście przejścia na Vicente Calderon wymienianych było jeszcze wielu innych zawodników, ale za każdym razem brakowało konkretów. Tak jakby działacze "Colchoneros" nie bardzo wiedzieli, czy naprawdę interesują się tymi zawodnikami, albo po cichu ciągle liczyli, że Aguero jednak zmieni decyzję i nie będzie problemu z poszukiwaniem następcy. Ani z wydawaniem pieniędzy. Przy jak dotąd jałowych, ale zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach wzmocnień, szczególnie następcy Aguero w ataku, włodarze Atletico zapomnieli o jednym - przeprowadzka na Vicente Calderon dla wielu zawodników - m.in. Rossiego, Valero czy Falcao - wcale nie musi oznaczać kroku naprzód w karierze. W dodatku Villarreal czy Porto ani myślą pozbywać się swoich gwiazd. Prezydent "Smoków" Jorge Pinto da Costa publicznie szydził, że klubu z Vicente Calderon nie stać na sprowadzenie Falcao. Po dziesiątkach najróżniejszych publikacji i zmianach na rynku transferowym, z doniesień hiszpańskiej prasy nareszcie klaruje się wizja ostatecznych planów Atletico - zakup Osvaldo, Griezmanna i Diego. Ale na całą trójkę może nie wystarczyć pieniędzy, dlatego nie jest wykluczone, że kadrę Gregorio Manzano zasilą tańsze alternatywy - na przykład Angel Lafita czy Jonathan de Guzman. Problemy z zaleganiem pieniędzy na koncie podczas okienka transferowego to w Atletico prawdziwa nowość. Przez ostatnie lata "Colchoneros" szastali gotówką na prawo i lewo, w pięć sezonów w przemeblowanie składu zainwestowali ponad 200 mln euro, z czego znaczną część pożarły całkowite niewypały. By nie powtarzać tych błędów, w tym roku działacze Atletico wyjątkowo nie spieszyli się z selekcją kandydatów. Ale strawili na nią tyle czasu, że koniec końców znów dadzą się bezlitośnie złupić.