Smuda urodził się 22 czerwca 1948 roku w Lubomi koło Wodzisławia. Treningi piłkarskie rozpoczął w Unii Racibórz. Miał wtedy 14 lat. Pięć lat później przeniósł się do Odry Wodzisław, a potem do Stali Mielec. Tam nie przebił się do składu, ale konkurencja była ogromna. Stal właśnie tworzyła zespół, który niebawem zdobył tytuł mistrza Polski. Z Mielca "Franz" wrócił na Śląsk, do Piasta Gliwice, a w 1971 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tam przed cztery lata grał w amatorskich zespołach - Wisła Garfield i Harford Beicentennials. "Byłem kopaczem" W 1975 roku na tourne do USA przybyła Legia Warszawa, której trenerem był Andrzej Strejlau. On zaproponował 27-letniemu wówczas obrońcy grę w warszawskim klubie. Na Łazienkowskiej "Franz" spędził dwa sezony i zagrał w 30 meczach naszej ekstraklasy. Legia, choć grały w niej wówczas takie gwiazdy, jak Kazimierz Deyna, Lesław Ćmikiewicz czy Marek Kusto nie osiągnęła w tym okresie żadnych sukcesów. Obaj spotkali się ze sobą niedługo później w USA. Smuda, po zakończeniu przygody z Legią ponownie wyjechał za Ocean, gdzie reprezentował barwy trzech klubów NASL: Oakland Stompers, Los Angeles Aztecs i San Jose Earthquakes. W tym czasie przeżył osobisty dramat; został oszukany na ćwierć miliona dolarów i stracił cały dorobek życia. - Trzy dni siedziałem w hotelu i miałem zamiar się powiesić. Zabrakło mi jednak odwagi - przyznał szczerze. Z USA przeniósł się do Niemiec, gdzie pograł jeszcze w klubach ligi regionalnej: SpVgg Furth i VfR Coburg. W 1982 roku zakończył karierę piłkarską. - Byłem zwykłym kopaczem - tak podsumował ten okres w swoim życiu i został trenerem. Pistolet na stole - Dithmar Krammer, jeden ze znanych trenerów niemieckich, powiedział mi, że będę lepszym trenerem niż piłkarzem - wspomina Smuda. Przez pięć lat pracował w niemieckich klubach regionalnych: VfR Coburg, ASV Forth i FC Herzogenaurach, a w 1989 roku wyjechał do Turcji. Tam spędził trzy lata prowadząc Altay SK i Konyaspor. W tym drugim nie miał łatwo. "Franz" opowiadał, że prezes żądał od niego wstawiania pewnej lokalnej gwiazdy, a w trakcie rozmowy kładł na stole pistolet. W 1993 roku pracował krótko w niemieckim FFV Wendelstein i dostał propozycję pracy w Polsce. W Stal Mielec zainwestował niemiecki biznesmen Tomas Mertel, a dyrektor sportowy klubu, Edward Socha zaproponował objęcie posady trenera Smudzie. To był strzał w "10". "Franz" utrzymał Stal w I lidze, ale w następnym sezonie popadł w konflikt z piłkarzami i rozstał się ze Stalą. Już w mieleckim okresie widać było, że przerasta polskich trenerów. Wprowadził na nasze boiska niemieckie wzory, a jego wizytówką stał się agresywny pressing na całym boisku. W Mielcu nie miał do dyspozycji zbyt dobrych piłkarzy. Zupełnie inaczej było w Widzewie, gdzie zatrudnił go Andrzej Grajewski. Łódzki klub "Franz" objął w maju 1995 roku i wywalczył z drużyną drugie miejsce. Jesienią nie udało mu się przejść w Pucharze UEFA Czarnomorca Odessa, ale w lidze łodzianie spisywali się świetnie i zapewnili sobie mistrzostwo Polski wygrywając kluczowy mecz z Legią w Warszawie 2:1.