Dariusz Michalczewski zakończył zawodową karierę przed pięcioma laty. Wciąż stara się jednak utrzymywać w dobrej formie. Jednym ze sposobów "Tygrysa" na żelazną kondycję jest bieganie. Przed tygodniem po raz drugi stanął na starcie biegu maratońskiego. INTERIA.PL: Gratuluję udziału w maratonie w Hamburgu. Dariusz Michalczewski: - Dziękuję. 42 kilometry i 195 metrów to morderczy dystans, ale bardzo dobrze mi się biegło. Raz, że startowałem z przyjaciółmi, a dwa w dobrze mi znanym Hamburgu. Na trasie było około milion kibiców, a wśród nich chyba wszyscy moi znajomi. To był pański drugi bieg maratoński. Skąd pomysł na udział w tego typu imprezach? - Razem z kolegami wymyśliliśmy, że warto w ten sposób utrzymać się w formie. Zaczęliśmy jakiś czas temu biegać i któryś z nas rzucił hasło "biegniemy maraton". Nie było głosów sprzeciwu, więc postanowiliśmy ten plan zrealizować. Długo się przygotowywaliście? - Czy ja wiem...Nie, nie tak długo. Cały czas "coś" tam biegamy, ale nie powiedziałbym, żebyśmy się profesjonalnie do tego biegu przygotowywali, no i o żadnej diecie nie było mowy (śmiech). Raczej były to spotkania towarzyskie, przy okazji których biegaliśmy, często zakończone jakimś winkiem, niż bieganie na siłę wielu kilometrów. Planuje pan kolejne starty w maratonach? - Tak, myślę, że dam radę. O ile dobrze pamiętam bieg był w niedzielę rano 25 kwietnia, parę godzin wcześniej walczył Tomasz Adamek. Miał pan okazję obejrzeć walkę? - Nie miałem takiej możliwości, bo nie transmitowano jej w Niemczech. Ale na pewno słyszał pan o przebiegu walki. Co to zwycięstwo oznacza dla "Górala"? - Tomek zrobił następny krok w dobrym kierunku, w stronę walki o tytuł. To był też pierwszy poważny test dla Adamka w wadze ciężkiej - Zgadza się, Andrzej Gołota był statystą, odpowiednim rywalem na skok do wagi ciężkiej, a Jason Estrada też nie był z najwyższej półki, chociaż nawet nieźle się zaprezentował. Bardzo mądrze dobierani są przeciwnicy Tomkowi. Teraz będzie się musiał jeszcze poboksować z tymi większymi "ciężkimi", bo widać, że z pięściarzami o podobnych warunkach radzi sobie bardzo dobrze. Nawet z Mike'em Tysonem, czy Evanderem Holyfieldem mógłby teraz walczyć. Tomasz wygrał, bo przez cały dystans walki trzymał się nakreślonej wcześniej taktyki. Ciężko utrzymać w ringu dyscyplinę taktyczną? - Wszystko zależy od zawodnika. Jak reprezentuje określony poziom, ma "papiery", to realizuje założenia taktyczne. W końcu boks nie polega na tym, żeby robić to, co przeciwnik chce, ale to, czego nie chcę. To są takie szybkie szachy. W ciągu kilku miesięcy Adamek od debiutanta w wadze ciężkiej doszedł do roli jednego z pretendentów. Czy pańskim zdaniem jest już gotowy do walki o tytuł? - Tomek jest w ścisłej czołówce wagi ciężkiej. Muszę przyznać, że wszystko wychodzi mu bardzo dobrze. Jak już powiedziałem ma dobrze dobieranych przeciwników, ale potrzebuje walczyć z dużymi rywalami. Schorowanego Gołoty nie liczę, bo to muszą być pięściarze sprawni. A docelowo niech boksuje z Kliczkami. To ambitny, silny chłopak, ale jeszcze się musi trochę oswoić w wadze ciężkiej. "Góral" otwarcie mówi, że chce walki o pas, a nie tych, które dadzą doświadczenie... - I dobrze. Powinien zabiegać o te walki cały czas. Musi do nich dążyć, musi o tym mówić i wytwarzać wokół siebie pozytywne myślenie, że jest w stanie zdobyć ten tytuł. Myślę, że Tomek powinien nabrać jeszcze doświadczenia, ale musi być przygotowany na to, że propozycja walki o pas może nadejść w każdej chwili. Na ten moment mistrzami świata są David Haye (WBA) oraz Witalij (WBC) i Władymir Kliczko (IBF, WBO). Z którym z nich najbardziej widziałby pan w ringu Adamka? - Nie wiem, jak Tomek dałby sobie radę z dużymi przeciwnikami. Bracia Kliczko mają po dwa metry wzrostu, ciężko ich zastopować. Z tym małym grubasem Arreolą było znacznie łatwiej. Walka oczywiście była dla Tomka ciężka, ale dało się go "ograć". Przy zasięgu Kliczków ciężej będzie schodzić na boki z linii ciosu, no i doświadczenie Ukraińców jest znacznie większe. Największe szansę na ten moment miałby z Haye'em. Mają zbliżone warunki fizyczne i też do wagi ciężkiej trafili z niższej kategorii - Tak jest, chociaż Haye boksował już z dużymi bokserami. Ale powiem szczerze, że tylko w kilku walkach go widziałem, więc ciężko mi coś więcej na jego temat powiedzieć. Ale najprędzej Tomek powinien walczyć z nim, bo na Kliczków jest jeszcze za wcześnie. Tak na koniec, uważa pan, że Adamek dopnie swego i zostanie pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej? - Nie jestem jasnowidzem, ale życzę mu tego z całego serca. W wadze ciężkiej jest ciężko, trudno też na podstawie walki z Arreolą ocenić szansę Tomka. W końcu w zeszłym roku Arreolę mocno zbił Kliczko, praktycznie nie dając mu szans w walce o pas. Z drugiej strony uważam, że na ten moment w wadze ciężkiej liczą się bracia Kliczko, Haye i Tomek. Jest jeszcze Nikołaj Wałujew, który jest potężny, ale za bardzo boksować nie potrafi. Rozmawiał: Dariusz Jaroń *** <a href="http://dariuszjaron.blog.interia.pl/?id=1885092" target="_blank">Zgadzasz się z "Tygrysem"? Porozmawiaj na blogu Darka Jaronia</a>