Cristiano Ronaldo znów nie był w stanie dotrzymać słowa, choć ponownie rzucił do walki wszystkie siły. Nie chodzi o szumne zapowiedzi odebrania Leo Messiemu "Złotej Piłki", ale o obietnicę złożoną Florentino Perezowi kilka dni po tym, jak drużyna z hukiem pożegnała Ligę Mistrzów. Załamany Perez zaszył się na kilka dni, a gdy doszedł do siebie wezwał najważniejszych graczy. "Spokojnie prezesie, wygramy Primera Division" - usłyszał z ust człowieka, z którego latem zrobił najdroższego i najlepiej opłaconego gracza na planecie. Nie tylko Ronaldo staje się ofiarą Barcelony, nie tylko Real, który przegrał z nią wszystkie mecze, od kiedy Katalończyków prowadzi Pep Guardiola (0-2, 2-6, 0-1, 0-2). Zespół z Katalonii staje się wzorem dla całego świata, maszyną do wygrywania opartą na graczach, których sam stworzył. Wczoraj, na Bernabeu znów gole zdobyli wychowankowie, po raz kolejny dowódcą był Xavi, wykonawcami Pedro i Messi, obrońcami Puyol, Pique i Valdes - wszyscy wyrastali w "La Masia", gdzie dane im było zrozumieć, że żaden indywidualny geniusz, nie jest w stanie równać się ze zbiorowym geniuszem. Tego właśnie Cristiano Ronaldo zdaje się nie rozumieć. Kiedy nie może wygrać meczu w pojedynką, opuszczają go siły i nadzieja. Tymczasem Messi bez trudu zmienia się z gwiazdy, w maleńką śrubkę. Tak jak wczoraj. Felietonista dziennika "El Pais" pisze, że Barca to nie tylko drużyna, ale wręcz filozofia gry w piłkę. Oryginalny i bezkompromisowy sposób widzenia najpopularniejszej z gier, który ostatnio przynosi Barcelonie wyłącznie podziw i uznanie. W Katalonii dawno wymyślono ten styl, na sukces trzeba było jednak długo czekać. Do 1992 roku Barcelona pogrążona była w kompleksach i obsesyjnym przeświadczeniu, że to narodowy spisek firmowany przez dyktatora Franco pozbawia ją równych szans w rywalizacji z Realem. Dziś to Real musi się leczyć z kompleksów. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-hiszpania-primera-division,cid,658,sort,I" target="_blank">Primera Division bez tajemnic: Zobacz wyniki, strzelców i tabelę</a> "Barca policzkuje Królewskich" - to nie jest tytuł wymyślony przeze mnie. Powtarzam go za katalońskim dziennikiem "Sport" świadomy wszystkich jego ułomności. Gracze Pellegriniego rzucili wczoraj do walki całe serce: dla nich była to gra o przetrwanie, o jedyne już dostępne trofeum. Próbowali walki na ziemi i w powietrzu, rywal był jednak zwyczajnie poza zasięgiem. Tak jak okazywał się poza zasięgiem dla Manchesteru, Arsenalu, także Bayernu (4-0), Lyonu (5-2), czy Interu (2-0), czyli trzech drużyn towarzyszących Barcy w półfinale tej edycji Champions League. Wszyscy oni poznali znój i udrękę bezproduktywnej bieganiny między piłkarzami Pepa Guardioli zamieniającymi futbol w grę w trójkąty. Zobaczyli beznadzieję i ciemność za sprawą nieznośnych "kurdupli", których na pozór da się powalić jedną ręką. Na pocieszenie pozostaje im fakt, że upadały w końcu największe futbolowe imperia. Tak Inter w półfinale Champions League ma swoje szanse, jak Real w boju o mistrzostwo, bo do końca Primera Division zostało jeszcze siedem kolejek. Piłkarze Pepa Guardioli mają przed sobą 10 decydujących spotkań. Jeśli wyjdą z nich zwycięsko, wywalczą nominację na kandydata do drużyny wszech czasów. I staną w jednym rzędzie z Realem Alfredo di Stefano, Milanem Arrigo Sacchiego, Ajaksem z Cruyffem i Neeskensem, albo Bayernem Franza Beckenbauera. Historia stanie się na naszych oczach. Liczby Ronaldo i Messiego 7 - tyle goli zdobył Messi w meczach z Realem 0 - tyle goli zdobył Ronaldo w meczach z Barceloną <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1874566" target="_blank">Porozmawiaj z Darkiem Wołowskim o meczu</a>