Jaka była pana pierwsza myśl, gdy poinformowano, że polscy siatkarze w trzeciej rundzie zagrają z broniącymi tytułu Brazylijczykami i mistrzami olimpijskimi z Londynu Rosjanami? Zbigniew Zarzycki: Losowanie zdecydowanie nie było dla nas przyjemne. W jednej grupie, w tak ważnej fazie, spotkały się - moim zdaniem - trzy najlepsze zespoły tego turnieju. Powiedziałbym, że mecze, które obejrzymy w najbliższych dniach to takie przedwczesne półfinały. Trochę pechowo się to ułożyło. W takich sytuacjach trzeba mieć trochę szczęścia. Gdyby zespół Stephane'a Antigi trafił na dwie drużyny z drugiej grupy, to byłby prawdopodobnie najsilniejszą spośród nich ekipą. Zresztą z Francją i Iranem już wcześniej wygrał, a z Niemcami też powinien sobie poradzić. Z drugiej strony na tym etapie trzeba walczyć z każdym. Wierzę, że Polakom uda się wygrać z Rosją, a może nawet z Brazylią... Z pana słów wynika, że zdecydowanie bardziej spodziewa się pan zwycięstwa nad "Sborną" niż nad "Canarinhos". To już nie jest ta Rosja z igrzysk w Londynie i nie gra tak rewelacyjnie jak wtedy. Zespół został bardzo przebudowany, kilku ważnych zawodników nie przyjechało w ogóle na mundial, a teraz Paweł Moroz i Nikołaj Pawłow mają problemy zdrowotne. Nie można ich jednak lekceważyć, bo to zawsze jednak Rosja. Wielu ekspertów uważa rywali Polaków w grupie H za dwie najlepsze obecnie drużyny na świecie. Potwierdzili to w dotychczasowej części MŚ (do ostatniej kolejki drugiej rundy oba zespoły były niepokonane, a w niedzielę grały przeciwko sobie i Brazylia wygrała 3:1). Potrafiłby pan wskazać jakieś ich słabe strony? U Rosjan będzie to psychika. Zresztą to samo dotyczy wszystkich Słowian, a więc i Polaków. Mogliśmy się o tym przekonać już wielokrotnie. Swoje zrobią też na pewno presja wywarta przez kibiców, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację na świecie. Gdyby jednak nawiązywano do tego we wtorkowy wieczór podczas meczu w Łodzi, byłby to brak kultury. Rosyjscy zawodnicy nie są tu niczemu winni. Wielu z nich zna się nawet pewnie całkiem dobrze z naszymi siatkarzami. Apelowałbym do widzów na trybunach, by nie mieszać sportu z polityką. - Myślę, że obecnie "Sborna" jest gorsza od Polaków pod względem technicznym i taktycznym. Jej zawodnicy opierają swoją grę głównie na sile i wzroście. Biało-czerwoni mają więcej inwencji twórczej. A jakie są słabości Brazylijczyków? Ze wskazaniem słabych stron tej drużyny będzie kłopot, bo ich widać jak na razie podczas MŚ. Może nie grają aż tak widowiskowo, ale pod względem taktycznym są fenomenalni. Ogrywali wszystkich rywali z uśmiechem na ustach. Pokonać ich będzie sztuką. Liczę, że gospodarzom - tak jak w przypadku Rosjan - pomoże obecność 15 tys. kibiców w hali, bo to ma znaczenie. Jest szansa. Wierzę, że Polacy znajdą się w czołowej czwórce. W półfinale trafiliby na jeden z zespołów teoretycznie słabszych, więc w finale czekam na powtórkę z trzeciej fazy, czyli mecz Polska-Brazylia. A w decydującym spotkaniu już wszystko się może zdarzyć. Z obydwoma najbliższymi rywalami podopieczni Antigi mieli w tym sezonie okazję skonfrontować swoje umiejętności. Z Brazylijczykami wygrali dwa z czterech meczów w Lidze Światowej, a Rosjan pokonali podczas poprzedzającego mundial Memoriału Huberta Wagnera. Które z tych zwycięstw jest bardziej miarodajne? Według mnie do żadnego z nich nie należy przykładać zbyt dużej wagi. Brazylijczycy potraktowali LŚ tylko jako przygotowanie do mistrzostw. Poza tym, jak groziło im niezakwalifikowanie się do turnieju finałowego i mieli nóż na gardle, to ograli nas w jednym z tych pojedynków jak dzieci 3:0. Gdy trzeba było, dyktowali warunki. Rosjanom też do wygrania memoriału potrzeba było dwóch setów i swoje zadanie wykonali. Potem szkoleniowiec tej drużyny dokonał wielu zmian, bo wynik tego meczu nie był najważniejszy. Nie można przecież zamęczyć podstawowych zawodników. - Zarówno z jednymi, jak i z drugimi Polacy nie mogą iść na wojnę i wymianę ciosów. Muszą podejść do tego na spokojnie i mądrze ich wypunktować. Gdyby udało im się wyjść z tak mocnej grupy, a potem dotrzeć do finału i go wygrać, byłoby to prawdziwe mistrzostwo świata. Wspomniane wcześniej przez pana kłopoty zdrowotne nie ominęły nie tylko Rosjan. Urazy pokrzyżowały nieco plany zarówno trenerowi Brazylii Bernardo Rezende, jak i Antidze. Nie wiadomo, kiedy do gry będzie w stanie wrócić Michał Winiarski. Czy pana zdaniem pozostali przyjmujący będą w stanie zastąpić w pełni kapitana biało-czerwonych? Tak na sto procent, to nikt tego nie zdoła zrobić. Michał rozgrywał tu jeden z najlepszych turniejów w życiu. Prezentował się świetnie w każdym elemencie. Ktokolwiek wyjdzie zamiast niego w składzie będzie miał jednak pewne plusy - możliwość pokazania się i brak zagrożenia, że gdy nie wyjdzie mu jedna akcja, to zostanie zmieniony. Podczas meczu z USA pogubił się nieco Mateusz Mika i później nie mógł się odnaleźć. Gdyby teraz zastąpił Winiarskiego, to będzie miał podświadomie spokój, że za chwilę kapitan zespołu go nie zmieni, jeśli popełni błąd. Niewykluczone też, że Antiga postawi na Michała Kubiaka, który miał już kilka naprawdę dobrych momentów. Niektórzy podkreślają, że najważniejsze będzie przede wszystkim, by Polacy podjęli walkę z Brazylią i Rosją. Uważa pan, że - w przypadku porażek - zostałby doceniony sam ten fakt? Najważniejsze jest nie to, by walczyć, tylko żeby wygrać i tak powinni być nastawieni zawodnicy. Z myślą o zwycięstwach zatrudniono trenera, z myślą o tym kilkanaście tysięcy widzów przychodzi na hale, a wiele innych osób zasiada przed telewizorami. Nie chodzi o ładne granie. Dla samego sportowca też w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko triumf. Byłem na trzech olimpiadach i dobrze wspominam tylko tę w Montrealu, bo przywieźliśmy stamtąd złoty medal. Rozmawiała Agnieszka Niedziałek (PAP)