Do mediów społecznościowych wyciekł filmik, na którym widać, jak piłkarze reprezentacji Walii szaleją z radości, gdy sędzia zakończył spotkanie Anglia - Islandia. "Smoki" zostały tym samym jedynym brytyjskim zespołem w turnieju. Walijczycy awansowali do ćwierćfinału, choć w bezpośrednim starciu w fazie grupowej górą były "Trzy Lwy". Wprawdzie prowadzenie Walii dał Gareth Bale, ale wyrównał Jamie Vardy, a w doliczonym czasie gry zwycięskiego gola strzelił Daniel Sturridge. Już przed tamtym spotkaniem piłkarze obu drużyn nie szczędzili sobie uszczypliwości. Bale zapytany, ilu piłkarzy Anglii znalazłoby się w jedenastce jego kadry, odparł, że... ani jeden. Zdecydowanie zareagował na te słowa trener Anglików Roy Hodgson, który określił komentarz Bale'a jako "nieokazujący szacunku". Jeszcze ostrzej zareagował Jack Wilshere. "Wiemy, że Walijczycy nas nie lubią, ale czy my ich lubmy? Też nie" - powiedział. Po "bitwie o Wielką Brytanię", jak określiły bezpośrednie starcie obu reprezentacji tamtejsze media, powody do satysfakcji mieli Anglicy. Tym większa była więc radość Walijczyków, gdy odwieczni rywale ponieśli porażkę, która jest jedną z najdotkliwszych w historii angielskiego futbolu. Walijski obrońca Chris Gunter zapytany o to, czy nie czuje się zakłopotany i nie żałuje reakcji po porażce Anglików, zdecydowanie zaprzeczył. "Nie, może gdy się to ogląda, to można odnieść wrażenie, że przesadziliśmy, ale z pewnością nie o to chodziło. Jesteśmy niesamowicie dumni, że zostaliśmy ostatnim brytyjskim zespołem w turnieju" - tłumaczył Gunter. Podobnie jak Neil Taylor, kolega Łukasza Fabiańskiego ze Swansea City, podkreślał, że wielkie wrażenie zrobiła na nim Islandia. "To świetnie dla turnieju, że Islandia wciąż w nim jest" - przekonywał Gunter, a Taylor dodał, że takie zespoły jak Islandia, Albania czy Węgry, to powiew świeżego powietrza w europejskiej piłce.