Radwańska w tym roku zanotowała dziewiąty w karierze start w US Open. Po porażce z Chinką Shuai Peng 3:6, 4:6 - tak jak w debiucie w 2006 roku oraz w latach 2009-11 - odpadła w drugiej rundzie. Granicą nie do przejścia w tym turnieju jest dla niej 1/8 finału, w której wystąpiła czterokrotnie (2007-08 i 2012-13). W rozmowie z dziennikarzami zwróciła uwagę na dobrą postawę w środowym pojedynku jej rywalki. - Nie grałam dziś źle, ale to był zdecydowanie dzień Shuai. To bardzo solidna i równa zawodniczka - komplementowała 39. w rankingu WTA Azjatkę krakowianka. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego starała się zachować trochę optymizmu i stwierdziła, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa jeśli chodzi o występy w Nowym Jorku. - Przede mną jeszcze kilka lat, by zdziałać tu coś więcej. Pocieszające jest chociaż to, że co roku, gdy tu przyjeżdżam, to nie mam do stracenia zbyt wielu punktów - dodała z uśmiechem 25-letnia zawodniczka. W styczniowym Australian Open dotarła do półfinału. Później jednak w Wielkim Szlemie nie wiodło się jej już tak dobrze - we French Open odpadła w trzeciej rundzie, a w Wimbledonie zakończyła udział na 1/8 finału. Nadzieję polskich kibicom na jej dobry występ w US Open dawał odniesiony niewiele ponad dwa tygodnie temu triumf w rozgrywanym również na kortach twardych turnieju w Montrealu. - Uważam, że ten sezon nie jest dla mnie wcale taki zły. Miałam kilka dobrych wyników, przede wszystkim +na betonie+ - zaznaczyła Radwańska.