Polscy kibice tenisa mogli wiązać wielkie nadzieje z występem Radwańskiej w Melbourne. W zeszłym roku nasza tenisistka doszła przecież do pierwszego finału Wielkiego Szlema w karierze, na Wimbledonie, przegrywając dopiero z Amerykanką Sereną Williams. Ten sezon zaczęła wręcz rewelacyjnie. Wygrała dwa turnieje WTA, a razem z czterema rundami Australian Open miała na koncie 13 kolejnych zwycięstw i to bez straty seta! W ćwierćfinale pierwszego w tym roku Wielkiego Szlema na 23-letnią krakowiankę czekała jednak Na Li. Chinka należy do przeciwniczek, które są bardzo niewygodne dla Isi. W 2012 roku Azjatka trzy razy pokonała Polkę i to bardzo wyraźnie: w Montrealu, Pekinie i Cincinnati straciła tylko 11 gemów. Po łatwym zwycięstwie Radwańskiej w Sydney 10 stycznia mogło wydawać się, że Polka znalazła sposób na tę rywalkę. W Melbourne okazało się, że bilans meczów pomiędzy nimi nie kłamie. Na 10 spotkań sześc wygrała Na Li. - Myślę, że ona grała dzisiaj lepiej, niż poprzednio w Sydney. Grała naprawdę dobry i solidny tenis, od samego początku meczu. Cały czas odgrywała długie piłki na końcową linię i świetnie serwowała. Były takie gemy, że nie mogłam praktycznie nic zrobić. Jest trudną rywalką, bo cały czas gra na tym samym poziomie, nie zdarzają jej się "dołki", jak większości dziewczyn - powiedziała Radwańska po trwającym godzinę i 42 minuty meczu w ćwierćfinale Australian Open. Od sierpnia Chinkę trenuje Argentyńczyk Carlos Rodriguez, który stał za największymi sukcesami Belgijki Justine Henin. - Trudno mi ocenić co specjalnego Carlos wniósł do tenisa i taktyki Li. Grałyśmy ze sobą już kilka razy w ciągu ostatnich lat i wydaje mi się, że w każdym meczu grała podobnie. Zawsze były długie gemy, długie wymiany, jakoś nie widzę wyraźnej różnicy. U niej nie ma wyraźnej różnicy między forhendem i bekhendem. Obydwa uderzenia są groźne i pewne, podobnie jak jej serwis - stwierdziła Radwańska, która w Melbourne miała przez cały czas wysoki procent celności pierwszego podania (około 75 proc.). - Nie wiedziałam, że miałam dotychczas jedne z najlepszych statystyk serwisowych w turnieju. Tym bardziej miło o tym słyszeć. Jednak w tym spotkaniu serwis nie odgrywał zbyt dużej roli, głównie przez wiatr i świecące w oczy słońce. Grałam tu większość meczów koło południa, a o tej porze słońce chwilami wręcz oślepia. Stąd pewnie dużo gry na przewagi i obustronnych szans na przełamania - dodała. W sumie Polka aż sześć razy przegrała swój serwis, podczas gdy rywalka cztery. Krakowianka nie tłumaczyła jednak swoje postawy faktem, że od początku roku rozgrywała we wtorek już 14. spotkanie. - Na pewno czuję, że mam za sobą sporo meczów, ale tutaj grałam co drugi dzień, więc miałam trochę czasu na odpoczynek między nimi. Dzisiaj niestety nie byłam wystarczająco szybka, szczególnie po meczącym początku meczu, który kosztował sporo sił. Ale obie byłyśmy przecież w podobnej sytuacji - uważa Polka. Agnieszka po raz czwarty awansowała w Melbourne do ćwierćfinału, a trzeci z rzędu (wcześniej też w 2008 roku). Obroniła więc 500 punktów sprzed roku i wygrała 250 tysięcy dolarów. Teraz wraca do Krakowa, gdzie po krótkim odpoczynku rozpocznie razem z ojcem Robertem Radwańskim przygotowania do występu w reprezentacji kraju. W dniach 6-9 lutego wystąpi ona w rozgrywkach o Puchar Federacji w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej w izraelskim Ejlacie. W drugiej połowie przyszłego miesiąca czekają ją starty w obowiązkowych turniejach WTA w Dausze (11-17 lutego) i Dubaju (18-23 lutego). W Katarze Radwańska będzie broniła punktów za półfinał, a w Zjednoczonych Emiratach Arabskich za zwycięstwo.