INTERIA.PL, RMF FM: Czym kierowałyście się przy doborze rodzin, którym pomogłyście w ramach "Szlachetnej Paczki"? Agnieszka Radwańska: - Tak naprawdę jest z tym problem, bo jest mnóstwo rodzin, które potrzebują pomocy, i mamy dylemat, kogo wybrać. Miałyśmy z Ulą dwie różne rodziny. Ja miałam mniejszą, ale również znajdującą się w potrzebie. Ula wybrała rodzinę wielodzietną. Komu pomogłaś w ramach "Szlachetnej Paczki"? A.R.: - Ja miałam małą rodzinę. Matkę z dzieckiem, która została porzucona przez męża i tak naprawdę została z niczym. Właściwie brakowało wszystkiego w tym domu, starałam się pomóc poprzez te zakupy. Urszula Radwańska: - Ja miałam rodzinę z piątką dzieci, z których jedno choruje na autyzm. Kupiłam środki czystości czy przybory szkolne, bo wiadomo, że ta piątka dzieci ma spore potrzeby. Zeszyty, kredki - starałam się kupić wszystko, co się przyda. Jak rozumiecie hasło "Paczki": "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"? A.R.: - Robiąc paczkę, myślimy o innych. Faktycznie to jest jeden za wszystkich, bo pomagamy. To, co powtarzam: mała czy duża paczka, grunt że niesie pomoc. Z okazji Świętego Mikołaja wolicie dawać czy dostawać? A.R.: - Zawsze sprawia mi przyjemność kupowanie i dawanie. Tym bardziej, gdy trafia się z doborem prezentu i widać po twarzy obdarowanego, że on sprawił mu radość. A co tobie sprawia największą radość, tak na co dzień? A.R.:- Odrobina wolnego czasu, chwila tylko dla mnie, w której mogę sobie spokojnie usiąść i o niczym nie myśleć. Taka chwila luksusu, przeznaczona tylko dla mnie. Czy po kolejnych sezonach sukcesów, bycia na świeczniku, znajdujesz w sobie głód kolejnych podbojów? A.R.:- Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że dużo jeszcze przede mną. A przecież tego największego sukcesu jeszcze nie osiągnęłam. Mam na myśli wygranie turnieju wielkoszlemowego czy zdobycie pozycji numer "jeden" na świecie. Byłam blisko obu celów w 2012 roku. To mam zawsze na celowniku. Spróbuje te cele osiągnąć w roku 2015. I Ty możesz pomóc! Dołącz do "Szlachetnej Paczki"! Czyli Agnieszka Radwańska nie popada w rutynę? A.R.: - Nie, bo każdy rok jest inny. Niby te same osoby, te same turnieje, ale każdy turniej jest inny. Nic się nie powtarza. To jest sport, wszystko się może wydarzyć. Każdy rok trzeba dobrze zacząć, w każdym trzeba wywalczyć swoją pozycję w światowym tenisie, żeby dojść tam, gdzie się chce. Zamierzasz rozbudować swój sztab o supertrenera. To prawda? A.R.: - To prawda, faktycznie, ale nic więcej nie mogę powiedzieć na ten temat. Zrobiłabyś prezent na Mikołaja i zdradziła tę tajemnicę... A.R.: - Niestety, nie mogę, bo wszystko jest w toku. Potwierdzam, że taki temat jest i mam nadzieję, że dobrze wyjdzie. Kobieta czy mężczyzna? A.R.: - Tego też nie zdradzę, niech to pozostanie tajemnicą. Gdy wszystko zostanie ustalone, to na pewno się dowiecie. Jeśli nie chcesz zdradzać personaliów, to powiedz o charakterze tej osoby. Czy to ma być bardziej konsultant, czy fachowiec uczestniczący w codziennym procesie treningowym? A.R.: - To będzie konsultant. Ktoś, kto wygrał mnóstwo wielkich szlemów. O taką pomoc mi chodzi, bo swój team mam i jestem z niego bardzo zadowolona. To będzie osoba, która będzie swym świeżym spojrzeniem, patrząc z boku, pomagała. Ona doradzi mi, co mam zrobić, aby wygrać Wielkiego Szlema. (wywiad przeprowadzono wcześniej - teraz już wiadomo, że do sztabu trenerskiego Agnieszki Radwańskiej dołączyła Martina Navratilova - Zobacz tutaj!) Były długie debaty, że nie możemy w Krakowie zorganizować dużego turnieju, bo nie ma gdzie. Teraz, dzięki Kraków Arenie, to się zmieniło i w lutym zagracie w meczu Pucharu Federacji Polska - Rosja. To chyba ziszczenie marzeń, że możesz zagrać w poważnych zawodach parę kilometrów od domu, bez wsiadania w samolot, bez zmiany strefy czasowej? A.R.: - Na pewno tak. To świetnie, że w końcu mamy taką halę w Krakowie. Mnóstwo się w niej dzieje, sporo jest imprez sportowych. Był boks, była siatkówka, za chwilę będzie tenis. Jak najbardziej czekamy na mecz z Rosją i fajnie będzie zagrać w domu, w rodzinnym mieście przeciwko Rosji. Mam nadzieję, że kort będzie dobry, a hala wypełni się po sam sufit i doping będzie głośny. A.R.: - Świetnie się stało, że gramy u siebie, Kraków to nasze miasto. Wiadomo, że presja jest ogromna, każdy na ten mecz czeka. My również, tym bardziej, że skład Rosji ma być bardzo mocny. Z Szarapową na czele, a z tego, co wiem, druga rakieta też nie będzie słaba, bo ma nią być Makarowa. Jest z kim grać i nie będzie łatwo. Zrobimy wszystko, aby wygrać z Rosją, ale będzie o to bardzo ciężko. Gdzie w Krakowie wysłałybyście Marię Szarapową, gdyby chciała coś zwiedzić? A.R.: - Jak będzie miała ochotę, to wiadomo - Rynek Główny i Wawel, Kazimierz. Wszystko to można zwiedzić w ciągu jednego dnia. Jakie wrażenia z pobytu w Kraków Arenie? A.R.: - Bardzo fajne, tym bardziej, że to jest nowa hala i fajnie, że coś się w końcu dzieje w Krakowie. Mamy różne imprezy sportowe. Fajnie będzie zagrać w takiej hali. Zobaczymy, jaki będzie kort. Odwiedzają Kraków Arenę postawiłaś nie na koncert, tylko na boks... To zaskakujące, bo drobna, filigranowa dziewczyna i boks. Dlaczego? A.R.: - Ja filigranowa? (śmiech) A takie udo (śmiech)... Jest to coś naprawdę innego, tym bardziej, że nigdy nie byłam na walce bokserskiej, a każdy sport wygląda inaczej na żywo, więc bardzo się cieszyłam z tego, że miałam okazję pójść na taką walkę. Tym bardziej, że było to niedaleko od domu, akurat byłam po sezonie, a nadarzyła się okazja, co nie jest takie częste. Widziałaś tych bokserów, byłabyś w stanie komuś przyłożyć? A.R.: - Przyłożyć tak, ale gorzej, gdybym dostała odpowiedź (śmiech)... Byłaś przejęta paroma nokautami. Jak ci się spodobały emocje bokserskie? A.R.: - Wszystkie walki bardzo mi się podobały. Można było zobaczyć wszystko - i nokauty w pierwszych rundach i zacięte bitwy do końcowego gongu. Na mnie to wywarło duże wrażenie. Tym bardziej, że byłam po raz pierwszy na takiej gali. To co innego widzieć coś, co się dzieje dwa-trzy metry przede mną niż w telewizji. Miałam okazję siedzenia w pierwszym rzędzie. Urszula Radwańska: - Nawet nie miałam okazji zapytać - prysnęła na ciebie krew? A.R.: - Tak, krew, pot, wszystko miałam na sobie... Wrażenia były wspaniałe i mam nadzieję, że kiedyś nadarzy się jeszcze okazja, żeby pójść jeszcze raz na taką galę. Jakie masz najbliższe plany? A.R.: - Święta Bożego Narodzenia zawsze spędzam w domu, w Krakowie, nawet kosztem tego, że do Australii przylatuję na ostatnią chwilę. Później lecimy na antypody. Przed Australian Open zagram to samo, co w tym roku, czyli Hopman Cup w Perth. Tym razem w parze z Jurkiem Janowiczem. Wezmę też udział w turnieju w Sydney, zatem kalendarz mam podobny. Z Grzesiem Panfilem rok temu na Hopman Cup ustawiliście poprzeczkę bardzo wysoko dochodząc do finału. Jak będzie tym razem z Jurkiem Janowiczem? A.R.: - Mam nadzieję, że jeszcze lepiej, i że uda nam się to wygrać, aczkolwiek w tym roku są bardzo mocne pary na tym turnieju, więc jest z kim rywalizować. Na takich turniejach nigdy nic nie wiadomo, tym bardziej, że decydujący może być mikst, a w nim to już kompletnie nic nie wiadomo. Niby to zabawa, ale każdy, jak wchodzi na kort, to już chce wygrać, pomimo tego, że to nie jest turniej o typowe punkty do rankingu. Z uwagi na udział w turnieju Champions Tennis League w Indiach miałaś stosunkowo krótką przerwę między sezonami. A w końcówce ubiegłego byłaś coraz bardziej oklejona taśmami, które znamionowały problemy mięśniowe. Czy od strony fizycznej zdążyłaś się odbudować? A.R.: - Tak, jak na razie wszystko jest OK, zero kontuzji. Liga w Indiach była tak naprawdę początkiem treningu i gry na punkty. Dużo pracowałam też poza kortem, trenowałam cały czas. To było połączenie treningu z setami, które rozgrywałam co chwilę w innym miejscu. Po raz czwarty najbardziej ulubiona tenisistka przez kibiców i po raz drugi najlepsze zagranie roku. Nie nudzi się? A.R.: - Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, tym bardziej, że po raz czwarty zostałam wybrana najbardziej ulubioną zawodniczką przez kibiców. A nie da się ukryć, że konkurencja jest dość duża. Muszę stwierdzić, że fanów mam bardzo wiernych. Jak oceniasz mijający rok? A.R.: - Sezon 2014 był dla mnie udany, kolejny, który skończyłam w światowej czołówce. Jestem numerem "sześć" na liście WTA i to samo mówi za siebie. Do miejsca piątego brakowało ledwie 10 pkt. Troszkę żałuję, że się nie udało go zająć. Ale największym wyzwaniem jest Wielki Szlem, a w tym roku nie osiągałam w nim takich wyników, jakich bym oczekiwała, i to będę chciała poprawić. W kontekście rzekomo grubego uda, co jest sporą przesadą, twój trener wspominał, żebyś przybrała na wadze dwa, trzy kilogramy, aby mięśnie były mocniejsze, a w raz z nimi silniejsze były uderzenia. Idziecie w tym kierunku? A.R.: - Rzeczywiście, takie są plany, ale ciężko idzie. Nie jestem takiej postury, aby szło mi to łatwo. Mój metabolizm robi też swoje. Spalam wszystko, co tylko zjem. Dlatego ciężko jest z przybraniem masy mięśniowej, ale robię, co mogę. Według mnie jest już troszkę lepiej. Przed wyjazdem do Indii odpoczywałaś w górach, w zeszłym roku też tak było, byłaś w Zakopanem. Co jest takiego magicznego w polskich górach, że tam wracasz? A.R.: - Tak naprawdę wakacje miałam na Bali, więc tam leżakowałam. W Zakopanem byłam kilka dni, ale tego bym wakacjami nie nazwała. To był trening w górach. Pobiegałam po nich i to były początki przygotowań. Trzeba było się obudzić po wakacjach, wziąć się do roboty. Jeśli chodzi o Indie, to lubisz filmy z Bollywood? A.R.: - Średnio. Chwilę widziałam, ale nie byłam w stanie obejrzeć całego filmu (śmiech)... Mieliście okazję zobaczyć coś w Indiach? A.R.: - Ciężko było znaleźć czas na zwiedzanie. Co dwa dni graliśmy w innym mieście. Byłam w Indiach po raz pierwszy. Nie wiem, czy bym była aż tak odważna, by pójść i coś zobaczyć. Tym bardziej w tych małych miastach. Dotrzymujesz obietnic? A.R.: - Chyba tak, a o co chodzi? Były zakupy z Karoliną Woźniacką twoją kartą kredytową w rewanżu za zapewnienie ci awansu do półfinału Turnieju Masters? A.R.: - Nie było, bo mi uciekła! Ona tobie, czy ty jej? A.R.: - Ona mnie! (śmiech)... Bardzo szybko uciekła mi z Singapuru. Umówiłyśmy się, że pójdziemy na nie w Australii. Ona zagroziła, że cię wykorzysta, a bardziej twoją kartę. A.R.: - Tak, tak. Już się pocę ze strachu (śmiech)... Studiujecie ciągle? A.R.: - Tak. Jeszcze nas nie wywalili (śmiech)... Na którym roku jesteście? Agnieszka Radwanska: - Ciężko nam to idzie. Urszula Radwańska: - Zaczynamy trzeci rok. Była sesja poprawkowa? A.R.: - Nie. Musimy się przyznać, że nasza średnia jest imponująca. Ja takiej nie miałam nawet w podstawówce! To znaczy? A.R.: - 4,9. To zasługujecie na stypendium naukowe. U.R.: - Chciałyśmy się nawet ubiegać, ale nie wiemy gdzie (śmiech)... W dziekanacie. U.R.: - Najważniejsze, że nadal nam na uczelni pomagają. Nie skończycie na licencjacie i będzie magisterka? A.R.: - Pewnie, że tak. Jak już studiować, to do końca! A później doktorat, jak Justyna Kowalczyk? A.R.: - Jak tylko będzie taka okazja i czas, to czemu nie? W Australii w tym roku specjalna skala kolorów ma oznaczać upały. Zielony, pomarańczowy i czerwony. Ten ostatni będzie obowiązywał wtedy, gdy zawodnik pada i jest 40 stopni Celsjusza. Czy to coś zmieni? U. R.: - Prawda jest taka, że co roku widzimy różne kolory już po godzinie gry. Widzi się wtedy już wszystko. I gwiazdki, i misie - to przelatuje przed oczami. Myślę, że w tym roku będzie podobnie i na to jesteśmy już nastawione psychicznie. A’propos Bali, zadałaś pytanie swym fanom, gdzie jesteś na urlopie. Szybko nadeszła trafna odpowiedź? A.R.: - Różne były odpowiedzi, nie tak szybko nadeszła ta trafna. Dałam dosyć ciężkie do odszyfrowania zdjęcie, bo mało co na nim było widać, ale o to chodziło. Nie da się ukryć, że różni są fani. Ludzie znają wszystkie zakątki świata, a chciałam zrobić trudną zagadkę, stąd takie enigmatyczne zdjęcie. Tym razem udało ci się uciec przed paparazzi. A.R.: - Już na to uważamy, wszystko jest tajemnicą do ostatniej chwili. I tego się będziemy trzymać! Rozmawiali: Edyta Sienkiewicz (RMF FM) i Michał Białoński