Losy spotkania, rozgrywanego w Rudzie Śląskiej, rozstrzygnęły się miedzy 27. a 40. minutą, kiedy goście zdobyli trzy gole. "Chcieliśmy zagrać ofensywnie. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia, możemy pokazać dobrą grę. I nie odstawaliśmy od rywala. Chcieliśmy strzelić gola i mieliśmy ku temu sytuacje. Szkoda, że się nie udało, bo wtedy wynik bardziej by odzwierciedlał przebieg wydarzeń" - dodał Kluge. Jego piłkarze mogli zdobyć po przerwie dwie bramki, za pierwszym razem Dawid Hewlik z bliska trafił w bramkarza Arki, w doliczonym czasie Łukasz Wawrzyniak - w poprzeczkę. "Do straty pierwszej bramki graliśmy przyzwoicie. Potem zdarzył się nam prosty błąd. W czwartej lidze to jest do nadrobienia, tutaj kosztowało nas drogo. Arka wykorzystała, że zeszło z nas powietrze i strzeliła kolejne dwa gole. Chwała moim zawodnikom, że się podnieśli w drugiej części i pokazali fajny futbol" - ocenił trener. Dla ekipy ze Świętochłowic był to ósmy mecz w tej edycji PP. "To była fajna przygoda, będziemy się starać ją powtórzyć" - podsumował Janusz Kluge. Szkoleniowiec gości Zbigniew Smółka przyznał, że dla niego najważniejsze było zachowanie przez podopiecznych zdrowia do końca meczu. "Nawierzchnia była dramatyczna. Szybko sobie ułożyliśmy spotkanie, potem kontrolowaliśmy jego przebieg, żeby skończyć bez urazów. Zmiennicy pobiegali, pograli, powalczyli. Pierwsza drużyna, przygotowująca się do ligowego spotkania z Legią, została w domu" - powiedział. Podkreślił, że rywale zostawili na boisku dużo ambicji. "Było kilka ostrych spięć. Nie jest łatwo w takich meczach. Różnicę poziomów można bowiem zobaczyć, jeżeli warunki ku temu są sprzyjające. A ta murawa nie nadawała się do gry" - stwierdził Zbigniew Smółka. W doliczonym czasie na boisku pojawił się kibic. Gra została na chwilę przerwana, sympatyk futbolu "przybił piątkę" z zawodnikiem Arki Christianem Maghomą i uciekł przez płot. Wprost w ręce stojących tam policjantów.