"Wolę wygrać z Chelsea niż z Realem" - z pozoru słowa Lionela Messiego mogą wydać się szokujące. Czy to znaczy, że sobotnie, najbardziej niezwykłe od lat Gran Derbi nie są dla Argentyńczyka wydarzeniem sezonu? Wychowany w barcelońskiej szkółce "La Masia" piłkarz znakomicie wie jakie emocje wywołuje w Katalonii mecz z Realem. Ale Leo jest romantykiem z piłką przy nodze, poza boiskiem przemawia przez niego chłodna kalkulacja. Barca może być mistrzem Hiszpanii nie wygrywając w sobotę z Realem, ale nie może triumfować w Lidze Mistrzów bez pokonania w środę Chelsea (rewanż w 1/2 finału na Stamford Bridge). Piękna i bestia Barcelona jest jak piękna: gra w tym sezonie futbol z innej planety: porywający i romantyczny. W 33 meczach zdobyła 94 bramki i 82 pkt. Real nie wywołując u kibiców gęsiej skórki zapracował na niewiarygodną serię. Od porażki na Camp Nou z Barceloną w połowie grudnia, w kolejnych 18 meczach oddał ligowym rywalom zaledwie dwa punkty! Takiej serii nie ma nikt w Europie, nawet Barca, toteż jej przewaga z 12 kpt. zmalała do czterech. Gdyby Real w sobotę zwyciężył, na cztery kolejki przed końcem sezonu drużyna Guardioli zostałaby bez marginesu na jakikolwiek błąd. Barca musiałaby pokonać Villarreal, Mallorkę, Osasunę i Deportivo, by nie przeżyć najgłębszej traumy w swojej historii. Jest liderem od 25 kolejek, Real nie był nim nawet przez jedną. Gdyby w tych warunkach obronił tytuł, ustanowiłby rekord - jeszcze nigdy w historii ligi hiszpańskiej nikt nie odrobił 12 pkt straty, by sięgnąć po mistrzostwo. Tak jak niewiarygodna metamorfoza Barcelony w tym sezonie przypisywana jest debiutantowi na ławce trenerskiej Pepowi Guardioli, tak fantastyczny finisz Realu to dzieło Juande Ramosa. Wyrzucony z Tottenhamu trener (zostawił go na ostatnim miejscu w lidze angielskiej) przybył do Madrytu, gdy Bernd Schuster doprowadził królewskich na skraj przepaści. Jeden rzut oka i Ramos wiedział, że drużyna traci za dużo głupich goli. Ta niewydolność defensywna była dziełem ekscentrycznego Niemca, który miał nauczyć Real gry pięknej, a wyrobił w piłkarzach megalomanię i złe nawyki. Rola Dudka w Madrycie W pierwszym swoim meczu Juande Ramos dał odpocząć Ikerowi Casillasowi wstawiając do bramki Jerzego Dudka w meczu Ligi Mistrzów z Zenitem Sankt Petersburg. Od tamtej pory jednak udział Polaka we wspaniałych wynikach królewskiej drużyny sprowadza się wyłącznie do treningów. Casillas broni jak natchniony, Dudek, przed sobotnim Gran Derbi wsławił się tym, że wysłał do szpitala Gutiego. Zderzenie na środowym treningu sprawiło, że pomocnik Realu nie jest pewny gry z Barceloną. Nie Guti jest jednak kluczową postacią drużyny: są nimi Raul (hat-trick w ostatnim meczu z Sevillą) i Higuain, który swoimi golami w ostatnich minutach uratował wiele punktów (ostatnio przed tygodniem z Getafe). Bardzo ważnym graczem dla Ramosa jest kupiony zimą Lass Diarra, jego gra diametralnie poprawiła jakość destrukcji. Motorem drużyny bywa Arjen Robben, który miał w sobotę nie grać z powodu kontuzji, ale w ostatniej chwili uległ cudownemu ozdrowieniu. Jeśli tylko nie przesadza z egoizmem bywa dla Realu tym, kim Lionel Messi dla Barcelony. W Madrycie wspominają rok 1996 - wtedy między 10 i 20 kwietnia Barca straciła szansę na trzy tytuły. W 10 dni Atletico Madryt pozbawiło ją mistrzostwa i Pucharu Hiszpanii, a Bayern wyeliminował z Pucharu UEFA. Ich zdaniem teraz może być tak samo. W Katalonii mówią, że to zawiść, bo ich drużyna może jeszcze liczyć na potrójną koronę, dla królewskich pozostała wyłącznie szansa w lidze. Trenerzy stawiają na Barcę Kapitan Realu Raul Gonzalez ogłosił, że na Santiago Beranabeu faworytem jest Real. Nawet w meczu z Barceloną. Miguel Torres dodał nawet, że lider przyjeżdża do Madrytu sparaliżowany lękiem. Prezes Laporta odpowiada, że Barca jedzie do stolicy zadać Realowi cios definitywny. A Samuel Eto'o przypomina, że Gran Derbi to dla królewskich ostatni pociąg. Jeśli ucieknie, nadzieja ma tytuł definitywnie przepadła. W sobotę o 20 gra psychologiczna się skończy. Gran Debi mają być wielkim świętem. W przedmeczu weteranów obu klubów padło 14 bramek (7:7). W sobotę drużyna z Katalonii nie zagra na remis, ale gdyby go osiągnęła, byłaby o mały krok od tytułu. Przed rokiem została na Santiago Bernabeu upokorzona (1:4), teraz będzie szukać rewanżu. Tygodnik "Don Balon" przepytał wszystkich trenerów Primera Division i żaden z nich nie postawił na mistrzostwo dla Realu. Wszyscy uważają, że Barcelonie tytuł się należy. Za fenomenalną postawę trójcy Henry-Messi-Eto'o, która zdobyła w lidze aż 65 goli. Za genialną pomoc z Xavim, Iniestą i twardym jak skała Toure oraz obronę, która dopuściła do straty zaledwie 26 bramek. Tytułów w piłce nie przyznaje się jednak za wrażenia artystyczne, a Real zrobił już niewiarygodnie dużo, by to co w grudniu było oczywiste, stanęło pod znakiem zapytania w samej końcówce. Dlatego sobotnie Gran Derbi powinny być tak fascynujące. 2 maja 2009, Santiago Bernabeu, godz 20. Piłkarski świat wstrzyma oddech na 90 minut. Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1699901">DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO!</a> <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/reprezentacja/news/wolowski-leo-cudotworca,1299635,377">WOŁOWSKI O POWODACH, DLA KTÓRYCH NIENAWIDZĄ BEENHAKKERA</a>