Hat-trick w finale młodzieżowych mistrzostw Europy to ostateczny dowód, że zaczynający we Flamengo, a od 2004 roku wychowywany w "La Masia" syn brazylijskiego mistrza świata Mazinho wyrasta ponad swoich rówieśników. Ambicje 22-letniego piłkarza sięgają jednak znacznie wyżej, w jego najbliższych planach są trofea zdobywane u Vicente del Bosque. Mundial w Brazylii, kraju, gdzie dorastał, jest marzeniem wykluczającym pokorę, cierpliwość i oczekiwanie na prawdziwą szansę w Barcelonie. Pół Europy zadaje sobie pytanie: "Jak dobry jest urodzony we Włoszech Hiszpan z brazylijskimi korzeniami"? W 2011 roku olśnił Allianz Arena na towarzyskim turnieju wygranym przez Barcelonę, wtedy szefowie Bayernu wpisali go ponoć na listę graczy szczególnie ich interesujących. O Thiago myślał już od jakiegoś czasu Alex Ferguson, niedawno Florentino Perez przyznał, że miałby ochotę podkupić go Barcelonie. Przykład syna Mazinho dobitnie pokazuje, jak barcelońska szkółka piłkarska pada ofiarą własnej popularności. Agenci różnej maści przetrząsają szeregi "La Masii" obiecując rodzicom i dzieciakom gdzie indziej większe pieniądze i większe kariery. Najwybitniejsi wychowankowie chcieliby szybko dostać szansę w pierwszej drużynie. Ambicja jak najbardziej naturalna, tyle, że Tito Vilanova wciąż dysponuje tylko 11 miejscami na boisku. Aby Thiago grał, musiałby wygryźć ze składu Xaviego i Iniestę, a przecież na swoją szansę musi czekać często także odzyskany z Arsenalu za 40 mln euro Cesc Fabregas. Jeden z felietonistów barcelońskiego dziennika "Sport" napisał niedawno, że jest tylko dwóch trenerów na świecie, którzy Alcantary nie potrzebują: Vilanova i Del Bosque. W Barcelonie powtarzają mu: "bądź cierpliwy". Przecież kiedyś Xavi i Iniesta także przez długi czas oczekiwali na swoją szansę w pierwszej drużynie. Thiago cierpliwy nie jest z natury. Zna swoją wartość, wie, że zabiegają o niego największe kluby. Za 12 miesięcy chce jechać z Hiszpanią na mundial do Brazylii, tymczasem jego rola w Barcelonie nie pozwala mu nawet o tym marzyć. W ostatnim sezonie Pepa Guardioli grał 63 proc meczów, w pierwszym sezonie Vilanovy zaledwie 47 proc. Jego pozycja w klubie zamiast rosnąć, maleje. Właśnie ten procent gry syna Mazinho jest punktem zwrotnym w debacie nad jego przyszłością. W 2011 roku, gdy Thiago przedłużał kontrakt z Barceloną, klauzulę odejścia ustalono na poziomie zaporowym 90 mln euro. W zapisie znalazł się jednak dodatkowy punkt mówiący, że jeśli nie rozegra 60 proc meczów, kwota odstępnego spada do 18 mln euro. Tyle bez problemu zapłaci za niego Bayern, oba Manchestery, Real, czy Chelsea. A więc wygląda na to, że kreowany na następcę Xaviego Thiago nigdy nim nie zostanie. Vilanova ma swoje argumenty, gdy obecny lider Barcelony był kontuzjowany, Alcantara poprowadził zespół w ostatnim Gran Derbi na Santiago Bernabeu popełniając aż 15 strat. Thiago jest graczem o innym charakterze od Xaviego. Mniej regularny, częściej podejmujący ryzyko, woli błyszczeć w pojedynczych akcjach, niż harować przez 90 minut. W Barcelonie tłumaczą to sobie jego wiekiem, być może są to jednak cechy, które już się nie zmienią? Podobne rozterki przeżywa inny wielki hiszpański talent Isco. Zabiegają o niego Manchester City i Real Madryt, choć piłkarz wolałby zostać w Hiszpanii wie, że tylko na Etihad Stadium miałby gwarancję miejsca w podstawowym składzie. Jeśli chodzi o piłkarzy Barcelony, w mistrzowskim zespole Hiszpanii U21 było ich aż czterech: Montoya, Bartra, Thiago Alcantara i Tello. Wszyscy byli u Vilanovy rezerwowymi w poprzednim sezonie i marne są widoki, że w kolejnym coś się zmieni. Cierpliwość, oczekiwanie na szansę nie zawsze jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Wiedzą o tym starsi wychowankowie "La Masia" Fabregas, Pique, czy Jordi Alba, którzy musieli opuścić Barcelonę, by walczyć o swoją pozycję w dorosłym futbolu. Ich powrót kosztował klub 60 mln euro. Ta sama druga czeka zapewne Thiago Alcantarę. W Barcelonie nie ma dla niego miejsca. Jeszcze w tym sezonie nie wygra rywalizacji z Xavim, Iniestą, a nawet z Fabregasem. Dlaczego miałby machnąć ręką na mundial w Brazylii, skoro już półtora roku temu Del Bosque dał mu szansę debiutu w "La Roja"? Mógł grać w trzech reprezentacjach: brazylijskiej, włoskiej i hiszpańskiej. Najbardziej przekonujący byli jednak Hiszpanie. Mazinho zdobył z Brazylią tytuł mistrza świata. Dlaczego ambicje jego syna miałyby być małe? Wszyscy powtarzają mu, że jest wybitnie uzdolniony, niedawno Rio Ferdinand rozpływał się nad talentem Hiszpana. I tylko w Barcelonie każą mu czekać wydając dziesiątki milionów na wzmocnienia. Może trzeba spojrzeć prawdzie w oczy? 18 mln euro za Thiago klub mógłby przeznaczyć na stopera, który jest priorytetem. Nikt z szefostwa otwarcie tego nie powie, bojąc się odium fanów, gdyby okazało się, że Thiago zrobi światową karierę poza Camp Nou. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem na jego blogu