Żaden klub w Primera Division nie zdobył w tym sezonie w meczach wyjazdowych mniej punktów od Valencii. Ostatnią ligową wygraną poza Mestalla "Los Ches" świętowali ponad osiem miesięcy temu - 18 marca, gdy zadziwiająco łatwo rozprawili się z Athletic Bilbao 3-0. W obecnym sezonie z siedmiu wypraw na obce boiska "Nietoperze" przyfrunęli z dwoma punktami, wydartymi Realowi Madryt i Realowi Valladolid.Fatalne wyjazdowe wyniki przekładają się na ligową klasyfikację (Valencia jest dopiero 11.) i ocenę pracy Mauricio Pellegrino, który wkrótce może podzielić los tego, kogo na stanowisku trenera Valencii zastąpił - Unaia Emery’ego, zwolnionego w ubiegły weekend ze Spartaka Moskwa po porażce 1-5 w derbach z Dynamem Moskwa. Drużyna Pellegrino przegrała z Malagą 0-4, a choć nie były to derby, był to bez wątpienia mecz prestiżowy, pomiędzy bezpośrednimi rywalami o miejsce w Lidze Mistrzów.Co ciekawe, inni trenerzy, którzy w lecie negocjowali objęcie "Los Ches", również przeżywają trudne chwile. Real Mallorca Joaquina Caparrosa przegrał 7 z 8 ostatnich ligowych meczów, a zamykający tabelę RCD Espanyol już pozbył się Mauricio Pochettino. Sezon na zwalnianie trenerów w Hiszpanii już się rozpoczął, Pellegrino być może uratowało to, że władze Valencii miały na głowie większe problemy... Kto rządzi Valencią: bank, lokalny rząd czy fundacja? Przede wszystkim finansowe. Zadłużenie sięga ok. 370 mln euro, lwia część tej kwoty - ponad 200 mln euro - należy się Bankii, jednemu z największych - i przeżywających największe problemy finansowe - banków w Hiszpanii. Dodatkową bolączką jest przerwana blisko cztery lata temu budowa nowego stadionu, którego ukończenie pochłonie jeszcze 150 mln euro. Co roku Valencia płaci 15 mln euro samych odsetek od kredytów. Żeby zarobić taką kwotę, klub musi co sezon grać w Lidze Mistrzów albo co dwa lata sprzedawać zawodnika pokroju Davida Silvy czy Juana Maty.W dodatku obecny zarząd z prezydentem Manuelem Llorente na czele sam nie ma pewności, jak długo jeszcze będzie u władzy. Valencia to, jak wszystkie kluby w Primera Division poza Realem Madryt, Barceloną, Osasuną i Athletic Bilbao, sportowa spółka akcyjna. Właścicielem większości akcji jest fundacja działająca przy klubie - Fundacio VCF - która dla wykupienia udziałów sama wzięła kredyt z Bankii (około 80 mln euro), poręczony przez Generalitat - władze Wspólnoty Autonomicznej Walencji. Dzięki pożyczce Fundacio VCF dokapitalizowała klub, który w 2009 r. znajdował się na skraju bankructwa.Valencia liczy na sprzedaż nieruchomości - obecnego stadionu i obiektów treningowych, ale w czasie recesji za klubowe grunty nikt nie chce zapłacić kwoty, która pozwoliłaby choćby o połowę zredukować obecne zadłużenie. Wszyscy - Bankia, Generalitat, Fundacio VCF i wreszcie sam klub - czekają na koniec kryzysu albo na zamożnego inwestora. Miliarder na utrzymaniu żony Na wzrost gospodarczy na razie się nie zapowiada, w ostatnich dniach pojawił się za to inwestor. Nie wywołał jednak euforii. Niejaki Mario Alvarado, przedstawiający się jako kostarykański biznesmen, zaproponował Bankii 200 mln euro za długi Valencii i Fundacio VCF (o wartości blisko 300 mln euro), obiecał sfinansować budowę stadionu i dołożyć coś na rozwój drużyny. Łącznie planował zainwestować przynajmniej pół miliarda euro.Problem w tym, że o Alvarado w Kostaryce niemal nikt nie słyszał, a z pewnością żadnych pozytywnych opinii. Wiadomo o nim tyle, że ma 57 lat, wytyczono mu kilka procesów - brak zapłaty za wynajem mieszkania, defraudacja - i że przez 13 lat był mężem Denixe Gonzalez (małżeństwo zakończyło się kilkanaście lat temu), która wystawiła mu nienajlepsze referencje.- Nie mam pojęcia czym się zajmował. Był tajemniczy, zawsze mówił, że prowadzi różne interesy, których nigdy nie znałam. Przez cały ten czas był na moim utrzymaniu - powiedziała Denixe Gonzalez kostarykańskim mediom.Rzecznik Alvarado twierdzi, że jego szef prowadzi interesy na rynku surowców - szmaragdów, złota i ropy naftowej; mówi się też o poręczeniach na kwotę 200 mln euro wystawionych przez holding finansowy HSBC. Alvarado przedstawił swoje gwarancje Bankii, złożył ofertę i czeka na odpowiedź. Ta oficjalnie jeszcze nie nadeszła, ale niewielu wierzy, że nie będzie odmowna. Zdaniem dziennikarzy "Las Provincias" dyrekcja Bankii uznała, że poręczenia Alvarado nie są wiarygodne. W poszukiwaniu petrodolarów Obawy przed tym, że Kostarykańczyk nie ma najszlachetniejszych intencji, mają również historyczne uzasadnienie. W 2009 r. w Valencii również toczyła się, zresztą znacznie ostrzejsza, gra o władzę. Nikomu nieznana, zarejestrowana w Urugwaju spółka Inversiones Dalport przejęła na krótki okres większościowy pakiet akcji Valencii i próbowała wykupić długi klubu w zamian za długoterminowe bony dłużne Forda, wyjątkowo niepłynne papiery wartościowe, które w dodatku mogły być falsyfikatami.Prawdopodobnie tylko zdecydowana reakcja Manuela Llorente uratowała Valencię przed nieszczęściem - prezydent zdołał przeprowadzić emisję nowych akcji, dzięki czemu Inversiones Dalport straciła swoje wpływy, i doprowadził do porozumienia Fundacio VCF z Generalitat i bankiem (który następnie wszedł w skład Bankii), w sprawie kredytu na wykup nowych akcji.O tym, że zaufanie tajemniczym inwestorom nie popłaca, w Hiszpanii przekonał się również Racing Santander. Ali Syed, znany również jako "Mister Ali", biznesmen z Indii, na początku 2011 r. wykupił klub z El Sardinero, obiecując wielkie inwestycje, ale szybko przestał wypłacać piłkarzom pensje i przestał się pojawiać w Santander. Ostatecznie Racing musiał rozpocząć postępowanie upadłościowe, a następny sezon zakończył w strefie spadkowej.W czasie gdy Alvarado próbuje dobrać się do akcji i długów Valencii, Manuel Llorente na własną rękę szuka pieniędzy, w mieście, gdzie zdają się one leżeć na ulicach - w Dubaju. Prezydent Valencii marzy o znalezieniu szejka, który oddłuży klub i pozostawi na jego czele obecny zarząd. Jeśli nie uda mu się tego osiągnąć, "Nietoperzy" mogą czekać długie lata sportowej wegetacji.Paradoksalnie, to może być całkiem dobra wiadomość dla Mauricio Pellegrino. Argentyński trener podpisał w lecie dwuletni kontrakt. Wyrzucenie go z klubu - za stosownym odszkodowaniem - może być dla Valencii zbyt kosztowne. Autor: Łukasz Kwiatek