28 maja 2011 roku na Wembley wznosił Puchar Europy w roli kapitana Barcelony. Wydawało się wtedy, że operacja usunięcia guza wątroby kończy tragiczny okres w życiu francuskiego obrońcy. Spokój trwał zaledwie kilka miesięcy. 10 kwietnia 2012 roku Eric Abidal musiał poddać się przeszczepowi, dawcą był jego kuzyn Gerard. Właśnie jemu dedykował napis na podkoszulce, którą założył na spotkanie z Mallorką. Poprzedni, oficjalny mecz zagrał 402 dni wcześniej w reprezentacji Francji. 55-letni barceloński kolos Camp Nou nie jest wulkanem energii. Jak na obiekt mogący pomieścić 98,7 tysiąca ludzi rzadko kipi emocjami tak jak w 69. minucie meczu z Mallorką. Po trzech golach i dwóch asystach zastępującego Leo Messiego Cesca Fabregasa wynik 5-0 był ustalony od ponad dwudziestu minut, kiedy Gerard Pique robił Abidalowi miejsce na boisku. Ludzie wstali z miejsc długo wiwatując na cześć Francuza. Przez ostatnie dwa lata stał się dla nich symbolem niezłomności. Na łamach hiszpańskich gazet, które dziś świętują powrót Abidala, jeszcze kilka miesięcy temu pojawiały się opinie lekarzy, iż to marzenie absolutnie nierealne. Po tak ciężkiej i skomplikowanej operacji powrót do wysiłku wymaganego przez zawodowy futbol przekraczało granice wyznaczane przez optymistów. "Wasza walka jest naszą siłą" - słowa Xaviego Hernandeza nie dotyczyły wyłącznie Abidala, także Tito Vilanovy przechodzącego podobną drogę. Pierwszej operacji nowotworu ślinianek poddał się jeszcze jako asystent Pepa Guardioli. Kilkanaście miesięcy później nastąpił nawrót choroby. Konieczna była druga operacja i zabiegi w Nowym Jorku. Wczoraj Vilanova znów zajął miejsce na Camp Nou mogąc wysłać do gry francuskiego obrońcę. Abidal twierdzi, że jest gotowy spłacać długi wobec tych, którzy w najgorszym okresie stali za nim murem. Z jego słów wynika, iż to nie był powrót symboliczny, obliczony na sprawienie frajdy sobie i innym, ale na serio jest w stanie pomóc drużynie. Niczego nie potrzebuje ona teraz bardziej niż solidnego obrońcy - takiego, jakim był Francuz przed atakiem choroby. Ostatnio plaga urazów zdziesiątkowała defensywę Katalończyków, Carles Puyol i Javier Macherano nie wrócą do gry wcześniej niż za półtora miesiąca. Może dlatego na trybunach Camp Nou pojawił się transparent: "Abidu prowadź na Wembley". Tam za półtora miesiąca rozegrany zostanie kolejny finał Ligi Mistrzów. Zobacz wyniki, strzelców bramek, tabelę i terminarz Primera Division Jeden z felietonistów barcelońskiego "Sportu" pisał jednak niedawno, że Abidal to jedyny z piłkarzy Barcelony, który niczego już nie musi. Swoje przeszedł i zrobił. Powrót do życia jest zdecydowanie ważniejszy, niż do zawodowego sportu. Niedawno klub zaoferował mu rolę ambasadora, nie wiadomo więc do końca, czy zdrowie i forma piłkarza faktycznie pozwolą mu jeszcze na wzmocnienie drużyny? Wciąż wydaje się nieprawdopodobne, by w środę, w rewanżowym meczu ćwierćfinału Champions League przeciw PSG Vilanova ustawił 33-letniego Abidala w roli partnera Gerarda Pique. Nie ma pewności nawet, kiedy, i czy w ogóle taki moment nadejdzie. Czas pokaże, czy to, co stało się wczoraj w meczu z Mallorką było emocjonalnym przygotowaniem do zakończenia wielkiej kariery, czy jej wznowienia? Jeden i drugi motyw jest jednak wystarczająco dobry. Autor: Dariusz Wołowski Porozmawiaj o artykule na blogu Darka Wołowskiego