Gdyby nie dwie bramki wbite z rzutów karnych amatorom z San Marino, Robert Lewandowski czekałby na gola w kadrze już ponad rok. "Wielka strzelba" Borussii Dortmund ma dokładnie odwrotny problem niż Pedro Rodriguez, którego skuteczność zawodzi w klubie. W 45 spotkaniach Barcelony minionego sezonu trafił do siatki 10 razy, tyle samo ile napastnik z Dortmundu w zaledwie 13 meczach Ligi Mistrzów. Futbol pełen jest takich kuriozalnych przypadków. Posuchę Lewandowskiego w reprezentacji usprawiedliwiają w jakimś stopniu słabsi partnerzy, choć i w Dortmundzie i w kadrze po skrzydle biegają Kuba Błaszczykowski z Łukaszem Piszczkiem. Co przeszkadza Pedro? On sam zachodzi w głowę. W odróżnieniu od Lewandowskiego, nie jest klasycznym łowcą bramek. Zdecydowanie bardziej skrzydłowym, mrówką pracującą na trafienia Leo Messiego. Ta cała pracowitość może jednak odwrócić się przeciw niemu, po transferze Neymara jest pierwszym w kolejce do straty miejsca w podstawowej jedenastce Barcelony. Ostatni sezon na Camp Nou był dla piłkarza, który rozkwitł przy Pepie Guardioli, dużym krokiem wstecz. U Tito Vilanovy Pedro gra poniżej możliwości, tymczasem u Vicente del Bosque wznosi się na wyżyny. Szczególnie skuteczności. Strzela jak natchniony: już 11 bramek w 10 spotkaniach kadry. Znalazł się o dwa trafienia od rekordu "La Roja" ustanowionego przez Davida Villę trzy lata temu. Ma szansę go pobić, podczas Pucharu Konfederacji mistrzom świata zostały jeszcze, co najmniej trzy mecze. A może i cztery, gdyby doszło do "planowanego" finału Brazylia - Hiszpania na Maracanie. Urodzony w Santa Cruz na Teneryfie i sprowadzony do "La Masia" w 2004 roku "Pedrito" (Piotruś) był graczem totalnie nieznanym, gdy Guardiola zaczynał pracę z rezerwami Barcelony. Wiedzieli o nim działacze maleńkiej Gavy, gotowi sprowadzić go do siebie, czemu Pep sprzeciwił się w ostatniej chwili. Gdy rok później zaczął pracę z pierwszym zespołem, zabrał ze sobą Pedrito wystawiając go potem nawet na kilkadziesiąt sekund w finale Champions League z Manchesterem United wygranym w Rzymie 2-0. Mogło się wydawać, że to pusty gest Guardioli pokazujący jak hołubi szkółkę Barcelony, ale Pedro błyskawicznie wygryzł ze składu Thierry’ego Henry’ego. W 2009 roku został pierwszym graczem w historii, który zdobył gole w sześciu różnych rozgrywkach swojego klubu. 10 kwietnia 2010 roku strzelił bramkę w Gran Derbi na Santiago Bernabeu, a już półtora miesiąca później Del Bosque zmieścił go w kadrze na mundial w RPA. Pierwszego gola dla kadry wbił Polakom w Murcii, w Afryce miał być jednak w "La Roja" tylko rezerwowym. Wystąpił w podstawowym składzie w najważniejszych spotkaniach z Niemcami i Holandią, bo Fernando Torres był kompletnie bez formy. Otrzymał za to złoty medal Wysp Kanaryjskich, najwyższe odznaczenie przyznawane w jego rodzinnych stronach. Kilka miesięcy później w "powtórzonym" finale Ligi Mistrzów z Manchesterem na Wembley tworzył już trio MVP z Messim i Davidem Villą. Każdy z nich wbił wtedy Edwinowi van der Sarowi po jednym golu. Ostatnio oszałamiająca kariera zaczęła trochę przygasać, choć w Polsce i na Ukrainie wygrał z Hiszpanią Euro 2012. Dziś jest dla Del Bosque skarbem, graczem podstawowym, bezcennym, znacznie gorsza może stać się jego sytuacja w klubie. W nowym sezonie obok Messiego zagrają Neymar i Alexis Sanchez, co skarze Pedro na ławkę rezerwowych. A tam na swoją szansę czeka przecież inny wychowanek "La Masii" Cristian Tello, który z reprezentacją Hiszpanii U21 zdobył właśnie mistrzostwo Europy. Poszukując przyczyn tak drastycznie gorszej skuteczności w klubie niż w kadrze, Pedro przebąkuje, że Vicente Del Busque daje mu na boisku więcej swobody. Brzmi to mocno enigmatycznie, być może po prostu na Camp Nou doskwiera mu monopol Leo Messiego? W minionym sezonie obaj z Alexisem Sanchezem wyglądali na wylęknionych dokonaniami Argentyńczyka, jakby nie wiedzieli, czy są godni zaszczytu biegania obok niego? Atak Barcy stał się właściwie jednoosobowy, co zaszkodziło i drużynie i Messiemu. Doszło do tego, że przed rewanżem z Milanem w 1/8 finału Ligi Mistrzów Argentyńczyk poprosił trenerów, by do składu wrócił David Villa. Póki co przebywający w Brazylii Pedro cieszy się swoją olśniewającą serią w drużynie narodowej. Wbił gola Urugwajowi, z amatorami z Thaiti będzie trudniej, bo selekcjoner puści do boju rezerwowych. Ale na spotkanie z Nigerią, a potem półfinał Pucharu Konfederacji, Pedro znów wróci do podstawowej jedenastki, by rozprawić się z rekordem Villi. Mówi, że podchodzi do tego z entuzjazmem, ale bez obsesji. Obsesyjna walka zacznie się dla niego po powrocie pod komendę Vilanovy. Żeby myśleć o mundialu w Brazylii, musi grać w klubie. Autor: Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2919691" target="_blank">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim</a>