24-letni defensywny pomocnik w ubiegłym sezonie rozegrał dla Realu 16 spotkań. W Primera Division wystąpił jednak tylko siedem razy, a po zakończeniu rozgrywek usłyszał od Zinedine'a Zidane'a, że w kolejnych nie ma co liczyć na bardziej regularną grę. Hiszpan zaczął więc rozglądać się za nowym pracodawcą i znalazł go niedaleko Santiago Bernabeu. Według doniesień hiszpańskich mediów, piłkarz już kilka dni temu porozumiał się z Atletico. Teraz dogadać muszą się jeszcze kluby. Transfery na linii Real-Atletico należą do rzadkości. Przez lata pomiędzy największymi madryckimi klubami obowiązywał tzw. "pakt o nieagresji", czyli nieoficjalne porozumienie, zgodnie z którym Atletico i Real nie przeprowadzały między sobą bezpośrednich transferów. Chodziło m.in. o to, by nie podsycać wzajemnej wrogości kibiców obu klubów. Z paktu przed dwoma laty wyłamali się "Królewscy", którzy wykupili od sąsiadów Theo Hernandeza. Atletico miało niewiele do powiedzenia, bo klauzula odstępnego wynosiła 24 miliony euro. Według nieoficjalnych informacji, by podtrzymać "dobrosąsiedzkie stosunki", Real zapłacił jednak lokalnemu rywalowi o kilka milionów więcej. Przenosiny Llorente do Atletico także nie wzbudzają między klubami wrogiej atmosfery. "Rojiblancos" widzą w nim następcę Rodriego, który zapowiedział już szefom klubu, że latem chce zmienić otoczenie. Real z kolei chciałby zarobić na zbędnym piłkarzu. Tyle że oczekuje 50 milionów euro, a według "Asa" Atletico proponuje o 10 milionów mniej. Hiszpańskie media przewidują jednak, że wcześniej czy później madryckie kluby powinny dojść do porozumienia. Ostatnim piłkarzem, którego Atletico kupiło z Realu, był Jose Manuel Jurado. W 2006 r. "Rojiblancos" zapłacili za niego trzy miliony euro. DG