Od momentu, kiedy Barcelona pod wodzą Pepa Guardioli zaczęła odnosić spektakularne sukcesy na arenie krajowej oraz międzynarodowej, utarło się, że "Blaugrana" wychowankami stoi. I faktycznie, trzon zespołu, który otarł się kilka lat temu o perfekcję faktycznie opierał się na wychowankach takich jak: Victor Valdes, Carles Puyol, Xavi Hernandez czy Pedro Rodriguez. W zespole, którego trenerem aktualnie jest Luis Enrique pozostali chociażby Gerard Pique, Andres Iniesta, Jordi Alba, Sergio Busquets czy Lionel Messi, ale katalońska szkółka La Masia "produkuje" rokrocznie tylu zawodników, że i kilka zespołów to byłoby za mało, aby zmieścić wszystkich. Do pierwszego zespołu przebijają się ci najzdolniejsi, ale nie zawsze potrafią w nim pozostać na więcej niż kilka miesięcy. Gdzie odpłynęli młodzi zdolni wychowankowie katalońskiego klubu, dlaczego odeszli i jaka jest ich szansa na powrót? Pozycja bramkarza w klubie z Camp Nou wydawała się obstawiona na lata, dlatego Oier Olazabal i Ruben Mino mogli jedynie pomarzyć, o bluzie z numerem pierwszym dzierżonej przez Victora Valdesa. Obaj urodzili się w 1989 roku. Oier, do pierwszej drużyny trafił jeszcze przed debiutem Guardioli, w sezonie 2007-2008. Decyzją Franka Rijkaarda wystąpił w jednym meczu Pucharu Króla. W Primera Division zadebiutował pod koniec sezonu 2008-2009, w 36. kolejce, w wyjazdowym meczu z RCD Mallorką, który pewna tytułu Barcelona przegrała 1-2. Jak się później okazało, to był jego jedyny epizod w pierwszej drużynie. Wrócił do rezerw i regularnie rozgrywał kilkanaście meczów w sezonie. W lipcu 2014 roku, podpisał czteroletni kontrakt z Granadą CF. W drużynie z Andaluzji rozegrał 15 meczów w lidze, które zaowocowały rocznym wypożyczeniem. Trwający od kilku tygodni sezon spędzi w Realu Sociedad. Mino nie miał tyle szczęścia co Oier i nie zadebiutował w pierwszym zespole w meczu ligowym. Dane mu jednak było zagrać w Superpucharze Hiszpanii w 2010 roku. Zaliczył 90 minut w przegranym 1-3 meczu z Sevillą FC, w rewanżu nie wystąpił, a Barcelonie udało się odrobić straty i sięgnąć po trofeum. Wcześniej niż rówieśnik zorientował się, że o regularnie grze dla ukochanego klubu może jedynie pomarzyć i już w 2012 roku zameldował się na Majorce. Na szczeblu pierwszoligowym wystapił jedynie raz i to w roli strażaka, zmieniając kontuzjowanego Dudu Aouata. Dużo więcej grał po spadku z Primera Division, ale w ostatnim sezonie rozegrał jedynie sześć spotkań i zdecydował się zmianę otoczenia. W lipcu parafował roczną umowę z beniaminkiem Segunda Division - Realem Oviedo. Na katalońskich podwórkach kilka lat temu, każdy z dzieciaków pragnął być kiedyś na miejscu Carlesa Puyola i dyrygować defensywą Barcelony. Jednym z nich, bez wątpienia był Marc Muniesa. Perspektywy miał ogromne, w pierwszym zespole zadebiutował w spotkaniu ligowym z Osasuną, które kończyło wspaniały sezon 2008-2009. Mając 17 lat i 57 dni stał się drugim najmłodszym piłkarzem w historii pierwszej drużyny Barcelony. Debiutu nie zaliczył jednak do udanych, bo już po kilku minutach wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Mimo to, dostał jeszcze kilka szans, chociaż musiał na nie poczekać. W sezonie 2011-2012, który kończył kadencję Pepa Guardioli. Stoper rozegrał dwa mecze w Lidze Mistrzów oraz jedno spotkanie ligowe z Getafe CF. Muniesa miał jednak pecha, bo w sezonie przygotowawczym doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na pół roku. Jak się później okazało, więcej nie zagrał dla Barcelony. Latem 2013 roku trafił do Stoke City, gdzie występuje do dzisiaj. Dużo więcej szczęścia od Muniesy miał rok starszy Martin Montoya, kreowany na następcę Daniego Alvesa. Na debiut czekał nieco dłużej niż kolega ze środka defensywy, bo do 2011 roku. Dzięki cierpliwości rozegrał jednak aż 45 meczów w Primera Division i strzelił nawet bramkę Maladze. Dołożył również siedem występów w Champions League. Jego cierpliwość skończyła się jednak po poprzednim sezonie. Zdecydował się na roczne wypożyczenie do Interu Mediolan, z możliwością transferu definitywnego. Do Muniesy zdecydowanie bliżej niż Montoi jest Andreu Fontasowi i Alberto Botii. Pierwszy zagrał siedem meczów ligowych w barwach pierwszej drużyny, a drugi zaledwie jeden. 25-letni obecnie Fontas z powodzeniem gra w Celcie Vigo, która chętnie przygarnia katalońskich "odrzutków". O rok starszy Botia jest z kolei piłkarzem greckiego Olympiakosu Pireus. Przedstawicielem wielu pomocników, którzy próbowali sił w pierwszym zespole Barcelony, aby ostatecznie opuścić Camp Nou jest Oriol Romeu. Rodowity Katalończyk, który w 2011 roku doczekał się debiutu w Primera Division. Niespełna rok wcześniej wystąpił w meczu o Superpuchar Hiszpanii z Sevillą. Być może jego licznik występów byłby pokaźniejszy, ale parol na zawodnika zagięła londyńska Chelsea. Barcelona zapewniła sobie możliwość odkupienia piłkarza przez kolejne trzy lata, i zgodziła się na jego odejście. Furory, której po nowym Sergio Busquetsie spodziewali się działacze w Londynie, nie zrobił i dwukrotnie trafiał na wypożyczenie: w 2013 do Valencii, a rok później do VfB Stuttgart. W sierpniu "The Blues" pozbyli się Hiszpana, sprzedając go za pięć milionów funtów do Southampton FC, z którym podpisał trzyletni kontrakt. Sił próbowali również Xavi Torres i Victor Sanchez. Pierwszy dwukrotnie zagrał w meczu ligowym w barwach katalońskiego klubu, drugi zaliczył osiem występów w Primera Division. Łączy ich jednak to, że kontynuują swoje kariery w Hiszpanii. Torres jest zawodnikiem Realu Betis, a Sanchez piłkarzem Espanyolu Barcelona. Pamiętacie Gran Derbi z 2010 roku? To, w którym Barcelona rozgromiła Real Madryt 5-0? Z pewnością, wielu z was tak. Wówczas "kropkę nad i" postawił niejaki Jeffren Suarez. W pierwszym zespole zadebiutował jeszcze u Rijkaarda, który w sezonie 2006-2007 pozwolił mu wystąpić w meczu Copa del Rey. Na występ ligowy musiał jednak poczekać do maja 2009 roku, kiedy Pep Guardiola postawił na niego w spotkaniu z RCD Mallorcą. W kolejnym sezonie zaliczył 18 występów we wszystkich rozgrywkach. Sezon 2010-2011 miał być przełomowy, w listopadzie trafił przeciwko Realowi Madryt i pewnie niewielu spodziewało się, że więcej w barwach "Blaugrany" już nie będzie cieszył się z gola. Po zakończeniu rozgrywek, za niespełna cztery miliony euro, podpisał się pięcioletni kontrakt ze Sportingiem Lizbona i przeniósł się na Estadio Jose Alvalade. Nieco więcej w pierwszym zespole Barcelony zagrał Bojan Krkić. Jednak po mającym serbskie korzenie napastniku, zdecydowanie więcej się spodziewano. 16 września 2007 roku, mając 17 lat i 19 dni - stał się najmłodszym zawodnikiem pierwszego zespołu w historii podczas meczu ligowego. Jak się później okazało, wówczas rozpoczął swój najlepszy sezon na Camp Nou. Zdobył 12 bramek, w tym aż dziesięć w Primera Division. Pep Guardiola, który zastąpił Rijkaarda większe nadzieje pokładał jednak w Pedro Rodriguezie i to on stał pierwszym zmiennikiem występujących w ataku: Thierry'ego Henry, Samuela Eto'o czy Lionela Messiego. Krkić wytrzymał w roli drugiego w kolejce do 2011 roku. Wtedy przeszedł do Romy, a następnie trafił na wypożyczenie do Milanu. Włoch jednak nie podbił i zdecydował się na Ajax Amsterdam. W 32 meczach wszystkich rozgrywek zaliczył jedynie pięć goli i w stolicy Holandii podziękowano mu. Od roku jest piłkarzem Stoke City, ale nie oszczędzają go kontuzje. Ostatnie pół roku stracił w wyniku urazu, jakiego nabawił się w styczniowym meczu pucharowym. Na Britannia Stadium wciąż jednak wierzą, że talent tego zawodnika jest ogromny i warto było na niego poczekać. Z napastników, którzy pukali jeszcze do drzwi pierwszego zespołu wspomnieć należy Issaca Cuencę (16 meczów ligowych i 2 bramki, obecnie Bursaspor) oraz Gerarda Deulofeu (2 spotkania w Primera Division, aktualnie Everton). Wychowankowie, którym zabrakło szczęścia, a niektórym również i umiejętności spokojnie mogliby stworzyć wyjściową jedenastkę. Być może niektórym z nich będzie jeszcze dane wrócić do drużyny, jednak z roku na roku może być im o to trudniej. La Masia nie przestaje bowiem kształtować kolejnych zawodników i już w tym sezonie, jakąś rolę w zespole mogą zacząć odgrywać: Sandro Ramirez, Sergi Samper, Gerard Gumbau czy Josep Maria Dongou. Wszystko zależy jednak od wyników. Luis Enrique nie boi się stawiać na młodych, co udowodnił na początku poprzednich rozgrywek. Kiedy jednak, na przełomie roku, drużyna popadła w kryzys i nie osiągała zakładanych celów, Asturyjczyk przestał kombinować i posyłał do gry doświadczonych piłkarzy, którzy wywalczyli tryplet. Autor: Kamil Kania