Dwa remisy i trzy porażki - bilans pięciu meczów przeciw Barcy na Santiago Bernabeu nie jest dla Mourinho powodem do dumy. Dziś triumf 1-0, lub 2-1 dałby jego drużynie Superpuchar Hiszpanii i pierwsze zwycięstwo w sezonie. Słabiutki start ligowy, a szczególnie niedzielna porażka w Getafe doprowadziły Portugalczyka do furii. Dlatego zapowiada, że dziś dopuszcza nawet niekorzystny wynik, ale chce zobaczyć zjednoczoną, waleczną drużynę. Kto chciałby się narazić trenerowi posiadającemu w klubie władzę absolutną? <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/real-madryt-fc-barcelona,3498" target="_blank">Zapraszamy na relację na żywo z meczu Real - Barcelona w INTERIA.PL!</a> Według relacji "El Pais" na trenigu "Królewskich" doszło do kofliktu kapitanów z trenerem. Iker Casillas stwierdził, że publiczną krytykę Mourinho powinien zacząć od siebie i zażądał, by to było ostatni raz. Poparł go oczywiście Sergio Ramos, zwykle najostrzej oceniany przez trenera. "Mou" odpowiedział, że piłkarze zachowują się jak bogowie, którym nic nie można wytknąć. Jeśli artykuł w "El Pais" jest prawdą, Real ma za sobą terapię wstrząsową. O brak ambicji Mourinho martwić się raczej nie powinien. Duma graczy Realu została głęboko zraniona, niepotrzebne były nawet ostre jak skalpel słowa trenera. "The Special One" zasugerował, że gwiazdom "Królewskich" zabrakło na starcie sezonu charakteru, z pewnością dziś rzucą do walki wszystkie siły. Okazja jest unikalna, 7 maja minęły cztery lata odkąd Real ostatni raz pokonał Barcę na swoim boisku. Ranny Real = groźny Real Tito Vilanova wie, że ranny rywal jest jeszcze groźniejszy. Zwłaszcza, że do składu Realu wraca Pepe, któremu właśnie urodziła się córka. Raul Albiol zastępował go słabiutko, Portugalczyk jest wojownikiem zdolnym poderwać zespół. Byle tylko nie przesadzał z zawziętością, grał, walczył, a nie biegał z siekierami w oczach, jak było jeszcze w ubiegłym sezonie, gdy po nadepnięciu na rękę Leo Messiego nawet obiektywny Wayne Rooney nie wytrzymał nazywając go "idiotą" na twitterze. Pierwszy mecz Superpucharu, sześć dni temu na Camp Nou był jednak popisem gry fair. Barca wygrała 3-2, a o wyniku zdecydowało 20 sekund. Właśnie tyle dzieliło genialną interwencję Ikera Casillasa, który wybronił sytuację sam na sam z Messim, od kuriozalnego kiksu Victora Valdesa zakończonego golem Angela di Marii. Gdyby najlepszy bramkarz świata nie dokonał na Camp Nou cudu, drużyna Vilanovy byłaby spokojna o zdobycie pierwszego trofeum. Barca też ma swoje problemy, choć wygrała wszystkie mecze na starcie sezonu. W Pampelunie okazało się, że kilku graczy ma kłopoty z formą. Cesc Fabregas wciąż nie spełnia oczekiwań, mimo iż kosztował fortunę i wszyscy w Katalonii ślepo w niego wierzą. Poza tym w meczu z Osasuną Carles Puyol doznał złamania kości policzkowej czwarty raz w karierze. Jeśli wyjdzie dziś na Santiago Bernabeu to w masce przypominając upiora w operze. Co łączy Real z Barceloną? Mourinho też powołał pod broń wszystkich graczy. Nawet Lukę Modrica, który przez 45 dni w Tottenhamie trenował samotnie i Kakę. Żona Brazylijczyka ujawniła ostatnio, że wraca z dziećmi do Brazylii bez względu na to, dokąd odejdzie jej mąż z Madrytu. Transfer Modrica oznacza też raczej pożegnanie z klubem dla Estebana Granero. Z kolei Barca chce odchudzić kadrę o Fontasa, J. Dos Santosa i Afellaya. Kluby z Madrytu i Barcelony dzieli wszystko, ale też coś jednak łączy. Sternik FIFA Sepp Blatter zgłosił do nagrody księcia Asturii Xaviego i Casillasa. Ich przyjaźń przetrwała wszystkie madrycko-barcelońskie burze stając się symbolem nienotowanych wcześniej triumfów drużyny narodowej. Mimo upływu lat, obaj są w Madrycie i Barcelonie nie do zastąpienia, tak samo jak w reprezentacji Hiszpanii. Dla Messiego, Iniesty i Cristiano Ronaldo to już ostatni mecz przed galą UEFA w Monaco, podczas której Michel Platini wręczy jednemu z nich nagrodę dla piłkarza nr 1 w Europie. Głosowali będą dziennikarze, dziś niepowtarzalna okazja, by ich jeszcze raz olśnić. Nie ma dwóch zdań, w Gran Derbi na Santiago Bernabeu gra idzie o znacznie więcej niż tylko o Superpuchar Hiszpanii. Real, który słabym startem sezonu dał pozytywny impuls największemu rywalowi, nie może podarować mu kolejnego zastrzyku optymizmu. To mogłoby mieć tragiczne skutki. PS. Kataloński dziennik "Sport" przypomina dziś Mourinho 28 czerwca 1997 roku, kiedy po zwycięstwie w finale Pucharu Króla z Betisem śpiewał hymn Barcelony na murawie Santiago Bernabeu. "Mou" był wtedy asystentem Bobby Robsona. Dariusz Wołowski <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2378928" target="_blank">Porozmawiaj o szansach Realu i Barcelony z autorem artykułu</a>