Ireland skarżył się na duszności, zawroty głowy i złe samopoczucie. Zawodnik spędził w szpitalu pięć godzin, gdzie został poddany dokładnym badaniom i testom medycznym. Źródła podają, że przyczyną takiego stanu rzeczy może być indywidualny plan treningowy, który przygotował sobie sam napastnik. Piłkarz oprócz futbolu uprawiał podnoszenie ciężarów, kick-boxing i inne sztuki walki. Irlandczyk przyznał się, że prawie codziennie biegał od 7 rano po wzgórzach niedaleko swojego domu, a następnie trenował w sali gimnastycznej aż do 11. - Jestem dobrym zawodnikiem i nic dziwnego, że dbam o formę. Nie chciałbym, żeby mój potencjał się zmarnował - wyjaśnił napastnik. "Stephen Ireland przeszedł lekki atak serca. Jednak wyszedł już ze szpitala i mamy nadzieję, że wróci na mecz przeciwko West Hamowi" - głosi oświadczenie wydane przez "The Citizens". Sytuacja, w jakiej znalazł się Irlandczyk, budzi wspomnienia z 2003 roku, kiedy inny piłkarz Manchesteru City, Marc-Vivien Foe, zmarł na boisku w wieku 28 lat.