W 1999 roku Peter Schmeichel pożegnał się z barwami Manchesteru United, a "Czerwone Diabły" pilnie potrzebowały wzmocnienia na pozycji golkipera. Sir Alex Ferguson jako następcę Duńczyka wskazał na Carlosa Roę. Zawodnik był wtedy w najlepszym momencie swojej kariery. Rok wcześniej wraz z Argentyną udało mu się wyeliminować Anglików w 1/8 finału po serii rzutów karnych. Jego ówczesny klub Real Mallorca liczył, że uda się go sprzedać ze sporym zyskiem. Na horyzoncie pojawił się Manchester United, lecz Roa nagle zrezygnował z transferu i zakończył karierę. Argentyńczyk był wówczas pod wpływem religijnej sekty i wierzył w koniec świata, który miał nastąpić w 2000 roku. - W tamtym momencie byłem bardzo przywiązany do religii i nauki biblijnej. Nie łatwo było podjąć tę decyzję, ale to przemyślałem, moja rodzina się ze mną zgodzi - stwierdził Roa cytowany przez "DailyMail". - Dziś nadal uważam, że na poziomie duchowym była to bardzo dobra decyzja. Gorzej jeżeli chodzi o względy sportowe. Opuściłem piłkę nożną w najlepszym momencie mojej kariery - dodał. Nie skorzystali również na tym włodarze Manchesteru United. Przez kilka kolejnych sezonów zmagali się z brakiem klasowego bramkarza. Przez klub przewinęli się Mark Bosnich, Fabien Barthez, Roy Carroll i Tim Howard. Problem został rozwiązany dopiero w 2005 roku. Golkiperem drużyny "Czerwonych Diabłów" został Edwin van der Sar, który bronił w czerwonej części Manchesteru do 2011 roku. Został kupiony z Fulham za około pięć milionów euro. <a href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna" target="_blank">Zobacz więcej informacji o piłce nożnej</a>PA