Podczas meczu na trybunach pojawiło się przeszło 52 tysiące osób. Wśród nich znajdowało się aż trzy tysiące kibiców z Hiszpanii, która już wówczas była dotknięta epidemią. Burmistrz Liverpoolu Steve Rotheram stwierdził, że środki zapobiegawcze powinny zostać zastosowane wcześniej. - Jeżeli była szansa na jakiekolwiek zarażenie to spotkanie nie powinno się odbyć. To nie jest tylko zagrożenie dla kibiców, ale także medyków i ich rodzin - powiedział Rotheram, cytowany przez Goal.com. W północno-zachodniej części Anglii odnotowano do tej pory powyżej 10 tysięcy zakażeń, a w stolicy Merseyside wirus zabił ponad 240 osób. - Po meczu zauważyliśmy wzrost krzywej zakażeń. Zanotowaliśmy ok. 1200 zarażonych osób. Musimy wyjaśnić, czy mecz miał na to bezpośredni wpływ. Wówczas Madryt był jednym z największym ognisk wirusa w Europie. Kibicom z Madrytu nie wolno było się gromadzić w swoim państwie, a u nas przybyło ich prawie trzy tysiące. Mogło mieć to wpływ na wzrost wcześniej wspomnianej krzywej. Jeżeli tak było to rząd musi wziąć za to odpowiedzialność, zwłaszcza za decyzję o niewprowadzeniu kwarantanny wcześniej - dodał. Do tej pory na terenie Wielkiej Brytanii odnotowano powyżej 130 tysięcy pozytywnych wyników badań na COVID-19. Z powodu zakażenia zmarło ponad 18 tysięcy osób. <a href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna" target="_blank">Zobacz więcej informacji o piłce nożnej</a> PA