Jeszcze rok temu kontuzja któregokolwiek z czołowych piłkarzy "The Reds" stanowiłaby poważne osłabienie składu. Teraz w Liverpoolu wszyscy wierzą, że problemy kadrowe nie są przeszkodą w wygrywaniu kolejnych spotkań i realizowaniu założonych celów. We wrześniu zespół z Anfield Road poradził sobie z Manchesterem United, mimo nieobecności w składzie Torresa i kapitana Stevena Gerrarda. Rafael Benitez twierdzi, że powinno to przekonać wszystkich, którzy nie wierzą w jego zespół. - Po spotkaniu z "Czerwonymi Diabłami" zauważyłem, że piłkarze osiągnęli zdumiewającą pewność siebie. Jeśli bez dwóch gwiazd w zespole, pokonujesz mistrza Anglii, należy być z siebie dumnym. Przed meczem wszyscy namawiali mnie, bym zaryzykował i wstawił ich do składu, ale ja mam ogromną wiarę w resztę moich piłkarzy i wiedziałem, że mnie nie zawiodą. Tak samo jest teraz, kiedy czeka nas trudne spotkanie w Madrycie - twierdzi hiszpański szkoleniowiec. - Czasem masz świetnych piłkarzy, ale słabą drużynę. Ja wiem, że u nas oba te czynniki się łączą i dlatego mamy pewność, że żadne problemy nie spowodują, że się poddamy - dodaje. Torres nabawił się urazu ścięgien w udzie podczas zgrupowania reprezentacji Hiszpanii, ale powinien być już gotowy na przyszłotygodniowy hitowy pojedynek z Chelsea w Londynie. Benitez nie wini za kontuzję selekcjonera kadry, Vicente del Bosque. - Fernando powiedział, że jest gotowy do gry, więc jak mógłbym mieć pretensje do trenera? Po prostu nasz piłkarz miał pecha, to się niestety zdarza i trzeba to zrozumieć - uważa. - Twierdzę jednak, że piłkarze grają zbyt wiele spotkań i właśnie tym są spowodowane częste kontuzje - przyznaje. W sobotę FC Liverpool zmierzy się z Wigan, gdzie występuje były zawodnik "The Reds", Emile Heskey, który ponownie łączony jest z zespołem z Anfield Road. - Nie będę komentował żadnych doniesień, szczególnie odnośnie piłkarzy klubu, którym aktualnie się mierzymy. Zapomnijcie o tym. - ostrzega Benitez.