Klub jest atrakcyjną panną na wydaniu. W wianie solidna historia, świetnie znane logo, nazwa, miejsce w angielskiej ekstraklasie, renoma. Klub z Londynu to niezły kąsek dla snobistycznych nabywców (vide - Chelsea) i dlatego też pojawiły się plotki. Agent Pini Zahavi prowadzi w imieniu Spursów zakulisowe rozmowy o przejęciu przez jakiegoś azjatyckiego miliardera. Już kiedyś prezes Kogutów Daniel Levy deklarował, że nabywca musi zapłacić przynajmniej 400 mln funtów. Wiosną jednak wartość była większa - drużyna pięła się w górę, trafiła do Pucharu UEFA, w składzie miała takie gwiazdy jak Berbatow. Teraz leje ją każdy, a po jej graczy ustawiają się kolejki klubów niższych klas (Hossam Ghaly do Birminghamu?). Jeśli nie teraz to kiedy Wisła wygra z angielskim klubem? Właśnie teraz jest ku temu znakomita okazja - w lidze Tottenham na koncie ma tylko dwa remisy, nie potrafił wygrać u siebie z takimi gigantami jak Wigan i Sunderland. W pierwszym meczu z Białą Gwiazdą w stolicy Anglii było 2-1. Tylko i aż 2-1. To może okazać się za mało na Wisłę, jeśli ta zagra tak dobrze jak ostatnio z Barceloną, Beitarem czy kiedyś z Panathinaikosem w Krakowie. A ona potrafi tak grać... Może być dość, gdy wiślacy pokażą się z takiej samej strony jak w sławetnym pojedynku z Blackburnem. W październiku 2006 roku przegrali na Reymonta 1-2, decydującą bramkę strzelił im w 89. min David Bentley (ten, który zniszczył dwa tygodnie temu Juniora Diaza w Londynie) a w Wiśle grało sześciu piłkarzy stanowiących nadal jej kręgosłup. Teraz mogą pokazać co potrafią. Nie są faworytem w tej grze, ale nie zawsze wygrywa bardziej utytułowany. Do niedawna obowiązywała reguła, że Barcelona nigdy nie przegrała z polskim klubem. Od miesiąca to już przeszłość. Czas na kolejne mity. Krzysztof Mrówka, Interia.pl