Historia, którą przypomina BBC Sport, wydarzyła się w 1985 roku, kiedy Ferguson prowadził Aberdeen. W meczu Pucharu Szkocji jeszcze przed przerwą musiał zdjąć z boiska Franka McDougalla, bo ten nie zaleczył kontuzji. Ferguson wpadł w szał. Zawodnik zataił przed nim niewyleczony uraz, przez co Szkot musiał w awaryjnym trybie zmienić taktykę zespołu. W szatni McDougalla czekała tradycyjna "suszarka", znana wszystkim podopiecznym Fergusona. Wygląda zazwyczaj tak: Szkot miesza z błotem piłkarza, a ten ma pokornie wysłuchać słów trenera i przyjąć je do wiadomości. Zaczęło się tradycyjnie, ale napastnik Aberdeen długo nie wytrzymał obelg szkoleniowca. "Fergie stał tuż przede mną, bliżej już podejść nie mógł. Krzyczał. Bardzo go szanowałem, ale lata wcześniej nauczono mnie, że w sytuacjach konfliktowych najpierw mam uderzyć, a potem pytać: o co chodzi? Tyle, że nie byłem w ciemnej uliczce gdzieś w Glasgow. Byłem w pracy, a przede mną stał mój szef" - wspomina McDougall. "Uderzyłem go. To nie był cios, którym bokser wygrałby walkę, ale był dobry. Trafiłem go w twarz, poleciał na podłogę jak tona cegieł. Ze wszystkich głupot, jakie w życiu zrobiłem, ta wyrosła nagle na pozycję lidera. Wydawało mi się, że upada w zwolnionym tempie i ta chwila trwa wieczność. Ale on błyskawicznie poderwał się na nogi i zaczął na mnie krzyczeć jeszcze głośniej" - dodaje były piłkarz Aberdeen. Dopiero wtedy Ferguson wpadł w furię. Kazał McDougallowi "wyp..." z szatni, dodając, że jest już w jego zespole skończony. Co ciekawe panowie szybko zakopali topór wojenny. Zawodnik przeprosił trenera, a ten przywrócił go do drużyny. Podobno się nawet zaprzyjaźnili.