Fernando Torres rozumie wściekłość fanów Liverpoolu, którzy palą jego koszulki. Ma jednak nieśmiałą nadzieję, że i oni kiedyś go zrozumieją. Bardzo nie chciałby być drugim Luisem Figo. Torres kontra Liverpool ważniejszy nawet od Barca - Atletico Niedzielny debiut Torresa w Chelsea przeciw niedawnym kumplom z Anfield Road przysłania wszystko, co dzieje się w klubowej piłce. Nawet sobotni hit Primera Division Barcelona - Atletico Madryt, w którym fani z Camp Nou obejrzą pewnie doroczny festiwal goli. 58 mln euro rzucone na stół w czasach kryzysu przez Romana Abramowicz nie wywołało reakcji w Watykanie, jak półtora roku temu transfery Florentino Pereza, ale stało się jeszcze jednym argumentem dla Michela Platiniego potwierdzającym słuszność idei "finansowego fair play". Atmosferę podgrzał były trener Liverpoolu Rafael Benitez ogłaszając, że przed rokiem mógł sprzedać Torresa za 83 mln. Wychodzi na to, że bijąc transferowy rekord na Wyspach rosyjski właściciel Chelsea i tak "zaoszczędził" 25 mln. Terres oczywiście zapewnia, że pieniądze nie miały tu nic do rzeczy. Tak mówi zresztą każdy piłkarz, który boi się, by jego sportowa ambicja nie została zszargana w pazerności. Hiszpan nic na to jednak nie poradzi: miłość kibica jest ślepa, a potem płynnie przeradza się w nienawiść. I odwrotnie. Kiedy więc fani z Anfield palą jego koszulki, kibice ze Stamford ułożyli na jego cześć piosenkę zanim zdołał kopnąć piłkę ku chwale nowego klubu. Nie ma sukcesów, a budzi zachwyt Torres to rzeczywiście przypadek szczególny - niczego w klubowej piłce nie osiągnął, tymczasem zawsze i wszędzie budził zachwyt, uznanie i miłość. Tak było w Atletico, tak było w Liverpoolu, a także w zespołach rywali, bo przecież Real Madryt i Barcelona zabiegały o niego latami. "El Nino" wybrał jednak Premier League, gdzie jak sam mówi stał się lepszym piłkarzem, niż w Primera Division. Potwierdzali to wszyscy, którzy podziwiali jego grę w finale Euro 2008. Determinacja Torresa zapewniła Hiszpanii triumf nad Niemcami 1-0. Królem strzelców imprezy został David Villa, najlepszym piłkarzem Xavi Hernandez, ale największy podziw i miłość kibiców w Hiszpanii zyskał Torres. Hołubiony był zawsze. Do tego stopnia, że gdy wracając po kontuzji na mundial w RPA zdobył gola w sparingu z Polakami (6-0), cała Hiszpania mówiła tylko o nim, zamiast zamartwiać się urazem Andresa Iniesty. W Afryce Torres grał fatalnie, a jednak Vicente del Bosque trzymał go w podstawowym składzie aż do półfinału z Niemcami. Bernd Schuster zdradził wtedy prasie, że Torres jest jedynym graczem hiszpańskim, wobec którego jego rodacy odczuwają irracjonalną wręcz obawę. Jeśli strzeli Liverpoolowi, nie będzie się cieszył Pół roku temu, w pierwszym meczu Liverpoolu z Chelsea był bohaterem Anfield zdobywając zwycięskie gole dla "The Reds". Obiecuje, że w niedzielę, jeśli trafi do siatki byłego klubu, powstrzyma się od okazywania radości. Temperatury meczowi dodaje fakt, że oba kluby były zimą na rynku transferowym najaktywniejsze. Nowi szefowie Liverpoolu nie przejadają milionów za Torresa, zainwestowali je w innych napastników Luisa Suareza i Andy'ego Carrolla wydając aż 66,5 mln euro. Urugwajczyk zdobył już gola w debiucie ze Stoke, najdroższy piłkarz angielski ma być gotowy na Chelsea. Podczas prezentacji na Stamford Bridge Torres mówił alegorycznie o wielkich pociągach, które przejeżdżają obok nas tylko kilka razy w życiu. Uznał, że jest najwyższy czas, by wskoczyć do tego z napisem "Chelsea". Ostatnio nie pędzi on tak jak dawniej, obrońca tytułu ma aż 10 pkt straty do Manchesteru United i jeśli w niedzielę nie wygra, straci definitywnie swoje mistrzowskie szanse. Liverpool przegrać nie może, bo marzy o powrocie do Wielkiej Czwórki. W zamyśle Romana Abramowicza, który jeszcze raz pokazał gest z czasów, gdy kupował Chelsea, jest jednak sukces w Champions League. W tych rozgrywkach Torres i klub ze Stamford są do siebie bardzo podobni. Dwa wielkie pociągi, którym nigdy nie udało się dojechać do mety. "Dałeś Hiszpanii mistrzostwo świata, nam dasz Ligę Mistrzów" - śpiewają Torresowi fani Chelsea. Może rzeczywiście do trzech razy sztuka? W Atletico Madryt nie zdobył nic, w Liverpoolu nic, najwyższy czas, by na Stamford Bridge się przełamać. "Dzieciak" ma nadzieję, że kiedy mu się to uda, jego desperacki krok zrozumieją nawet niektórzy ludzie z Anfield. Liverpoolowi zawdzięcza status gwiazdorski w Premier League i bardzo nie chce być dla niego tym, kim stał się Luis Figo dla Barcelony. Zobacz oficjalną piosenkę FC Chelsea na cześć Fernando Torresa: Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego