Przed startem na 200 m stylem grzbietowym Lochte miał już na koncie pięć medali - cztery złote i jeden brązowy - oraz dwa rekordy świata. Czy ten dorobek powodował, że Kawęcki jakoś wyjątkowo obawiał się Amerykanina? Jacek Miciul: Nie, absolutnie nie. Widzieliśmy jak w sobotę bił rekord świata, a Radek tylko powiedział do mnie "i tak go jutro pokonam". Był bardzo skupiony, a sam wyścig świetnie rozegrał taktycznie. Pilnował Amerykanina i zdecydowanie przyspieszył na ostatnich 50 metrach. Przyznaję, że w starciu z Lochtem kibicowali nam zawodnicy z innych krajów, szczególnie Szwedzi oraz Australijczycy. Kilkanaście minut przed startem Kawęckiego brązowy medal zdobyła Aleksandra Urbańczyk. Czy miało to na niego pozytywny wpływ? - Oczywiście, choć muszę przyznać, że atmosfera w reprezentacji była bardzo dobra od samego rana, kiedy awans do finału 200 m stylem motylkowym niespodziewanie wywalczył Michał Poprawa. Kawęcki czasem 1.48,48 ustanowił rekord Polski, ale nie ukrywał pan przed mistrzostwami, że będzie szansa nawet na rekord świata. - To prawda, jednak i tak jestem bardzo zadowolony z tego wyniku. W Chartres praktycznie ścigał się tylko z czasem, tutaj nie miał tak komfortowej sytuacji. Najważniejsza była lokata, jaką zajmie, a nie rezultat. Musiał być skupiony na tym jak płynie Lochte. Dlatego tym bardziej cieszę się, że mimo to i tak popłynął szybciej niż we Francji. Czy Kawęcki złotym medalem zasłużył na jakiś dłuższy, świąteczny odpoczynek? - O dłuższej przerwie nie ma mowy. Odpocznie krótko w trakcie świąt i już 27 grudnia wraca do treningów.