Ma dopiero 24 lata, ale w swojej karierze pięć medali mistrzostw świata (w tym dwa złote) i dziewięć medali mistrzostw Europy. Amerykanie piszą o nim, że to jedna z największych gwiazd światowych pływalni, która może zabłysnąć na igrzyskach w Rio. Radosław Kawęcki ma teraz tylko jeden cel - zdobyć olimpijski medal, którego brakuje w jego kolekcji. Nasz najlepszy pływak zrobi wszystko, aby w Brazylii popłynąć po złoto dla Polski. Interia: Spotykamy się w Warszawie, przy okazji konferencji promującej projekt firmy Procter and Gamble "Dziękuję Ci mamo". Ta akcja jest wyjątkowa chyba zarówno dla mam, jak i dla sportowców? Radosław Kawęcki: - Myślę, że to szczególna chwila dla mam. To świetna okazja, by docenić wsparcie, jakiego udzielają nam w sportowej karierze i w życiu prywatnym. Cieszę się bardzo, bo sądzę, że moja mama po tych wszystkich latach zasługuje na to, by pojechać na igrzyska olimpijskie i zobaczyć, jak ciężko pracuję i ścigam się z najlepszymi pływakami na świecie. Do olimpiady w Rio zostało już niespełna 100 dni. Jak przebiegają przygotowania? - Wszystko idzie bardzo dobrze. Za dwa i pół tygodnia mam mistrzostwa Europy, to będzie sprawdzian tego, w jakim miejscu teraz jestem. Półtora tygodnia po mistrzostwach Europy czekają mnie natomiast mistrzostwa Polski. Jak na dzisiaj ocenia pan swoją formę? - Na razie w skali od 1 do 10 daję sobie szóstkę, no może siódemkę. Nie chcę zapeszać! Tak poważnie, to myślę, że jest jeszcze pole do poprawy, ale do igrzysk w Rio damy radę. Jak układa się pana współpraca z trenerem Pawłem Słomińskim? - Bardzo dobrze, nie mogę narzekać. Mam wsparcie od rodziców, którzy są zawsze blisko mnie, natomiast trener jest od tego, żeby mobilizować mnie do maksymalnego wysiłku, czasem podnieść głos i krzyknąć. Trener Słomiński świetnie wszystko planuje i rozpisał mi taki program treningowy, który na pewno pomoże mi spełnić sportowe cele i marzenia. Wcześniej trenował pan przez długie lata z Jackiem Miciulem. Jak by pan porównał tych dwóch szkoleniowców? - Z jednej strony to różni ludzie i różne charaktery, ale z drugiej - mają wiele wspólnego. Przede wszystkim obaj zmuszają do bardzo ciężkiej pracy. Nie mam z tym jednak żadnego problemu. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby poświęcać się maksymalnie na każdym treningu. Osiąga pan znakomite wyniki na 100 i na 200 metrów grzbietem. Na którym dystansie czuje się pan lepiej? - Nie patrzę na to od tej strony. Dla mnie każdy start jest najważniejszy, niezależnie od tego, na jakim dystansie odbywa się rywalizacja. Zawsze zostawiam na basenie serce i nie ma znaczenia, czy płynę na mistrzostwach Polski, Europy czy na igrzyskach olimpijskich. - Mam taką filozofię, że trzeba dać z siebie wszystko i nieważne, czy akurat ma się dobry czy słabszy dzień. Nie wiem, jak będzie na olimpiadzie, zobaczymy. Chciałbym jednak już dzisiaj wszystkich zapewnić, że dam z siebie 100, a nawet 120 procent. Wspomniał pan, że do każdego startu stara się podchodzić z identyczną motywacją. Czy jednak przed igrzyskami w Rio nie czuje pan dodatkowego "spięcia"? To w końcu najważniejsza impreza czterolecia... - Rzeczywiście, czuję dodatkową motywację, jest też trochę stresu. Myślę jednak, że to jest taki pozytywny stres, który sprawia, że człowiek chce na każdym treningu dać z siebie jeszcze więcej. Marzę o tym, żeby pobić swój rekord życiowy, osiągnąć sukces na igrzyskach olimpijskich. Chcę sprawić, żeby ten stres, który teraz odczuwam, był moim sprzymierzeńcem. Skupia się pan teraz wyłącznie na sobie, czy śledzi pan także wyniki swoich przeciwników? - Większość uwagi kieruję na siebie, ale nie zapominam także o rywalach. Mam oko na to, jakie wyniki osiągają Amerykanin Ryan Lochte czy Australijczyk Mitchell Larkin. Osobiście skupiam się w najbliższych tygodniach na tym, by dobrze popłynąć na mistrzostwach Europy i mistrzostwach Polski. No a potem będzie Rio i to, co najważniejsze. Rozmawiał Bartosz Barnaś <a href="http://sport.interia.pl/plywanie/news-radoslaw-kawecki-na-igrzyskach-dam-z-siebie-120-procent,nId,2193979,nPack,2">CZYTAJ DALEJ. RADOSŁAW KAWĘCKI O AKCJI "DZIĘKUJĘ CI MAMO"</a>