Polska Agencja Prasowa: Kawęcki z dużą przewagą wygrał decydujący wyścig, ale od początku mistrzostw sprawiał wrażenie wyjątkowo spiętego... Paweł Słomiński: Przede wszystkim naprawdę nie wiedzieliśmy na jaki wynik Radka stać. Przed pierwszym wyścigiem na 100 m rzeczywiście dźwigał na plecach duży ciężar. Później problemem było odnalezienie pomysłu na rozegranie tego swojego koronnego wyścigu. Stąd właśnie w półfinale było trochę takie dziwne pływanie. Bardzo ostro zaczął, potem chyba się o tym zorientował i zaczął zwalniać. Później znów się zerwał do walki. Było widać dużo nerwowości. Dziś dla odmiany zaczął za wolno. Gdyby rozpoczął szybciej, to pewnie miałby lepiej wyglądający rezultat. Niepodważalne jest jednak to, że i tak zdemolował przeciwników. Czy samopoczucie Kawęckiego było efektem atmosfery rozstania z trenerem Jackiem Miciulem? - To co się działo w ostatnich miesiącach miało na niego naprawdę duży wpływ. Niosło ze sobą duży ciężar emocjonalny, a to się przekładało zarówno na jego treningi, jak i te mistrzostwa. Czeka nas dwa lata ciężkiej pracy. Rozpoczęliśmy jednak z wysokiego pułapu i oby tak dalej. A jak ocenia pan całościowo występ polskiej reprezentacji? - Musimy sobie szczerze odpowiedzieć na kilka pytań po powrocie i ta rozmowa nie będzie należała do lekkich. Mówię tutaj o pracownikach związku, ludziach z prezydium czy szkoleniowcach. Ta dyskusja została tutaj rozpoczęta, bo mimo wszystko nie mamy powodów do dumy. Wyznacznikiem tego, czy zawodnik jest dobrze przygotowany, jest to czy osiągnął lepszy rezultat niż w zawodach kwalifikacyjnych, a takich pływaków mamy niewielu. Gwiazdy reprezentacji, tak jak podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Barcelonie, jednak nie zawiodły. - Na światowym poziomie dysponujemy trzema zawodnikami i to się znów potwierdziło. Być może gdybyśmy medale zaczęli zdobywać na początku mistrzostw, a nie czwartego dnia, to nastrój byłby inny i ci słabsi zawodnicy by się podciągnęli. Powodów do jakieś strasznej tragedii też jednak nie mamy. Do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro pozostały dwa lata i to jest ten moment, kiedy trzeba poważnie się zastanowić, co z tym czasem zrobić. W Berlinie rozmawiał Wojciech Kruk-Pielesiak