Zawodnik przechodzi teraz badania, a rada drużyny i sztab trenerski katowiczan zadecydowali, że nie przystąpią do gry. Na lodowisku pojawili się tylko hokeiści JKH GKS i sędziowie. Katowicki klub zamieścił oświadczenie w swoim serwisie internetowym. "Decyzję w tej sprawie podjął - za akceptacją zarządu klubu - sztab trenerski i rada drużyny GKS-u Katowice. Stanowisko podyktowane było zaatakowaniem w trakcie przedmeczowej rozgrzewki jednego z naszych zawodników. GKS potępia wszelkie ataki agresji w sporcie" - napisano. Komunikat wydał także klub z Jastrzębia: "W związku z incydentem z udziałem nieznanych sprawców i zawodnika GKS Katowice, który miał miejsce poza terenem Lodowiska Jastor oraz poza terenem parkingu lodowiska, czyli obiektami chronionymi przez służby ochrony Jastrzębskiego Klubu Hokejowego GKS Jastrzębie, drużyna GKS Katowice odmówiła gry w piątkowym meczu i nie wyszła na taflę. Zakupione przez kibiców bilety zachowują ważność na kolejny mecz z Energą Toruń". - Nie możemy jako klub odpowiadać za incydent, który zdarzył się na terenie miasta - zaznaczył prezes JKH GKS Jastrzębie Kazimierz Szynal. - Z informacji, które przekazała nam ochrona, wynika, iż drużyna gości zaczęła rozgrzewać się w różnych miejscach, w tym na parkingu przed lodowiskiem, na parkingu przed halą widowiskowo-sportową, a nawet na chodniku i ścieżce rowerowej. Dokładnie nie wiemy, gdzie miał miejsce wspomniany incydent - dodał Szynal i podkreślił, że ubolewa w związku ze zdarzeniem i życzy zawodnikowi gości powrotu do zdrowia. - Myślę jednak, że w niczym nie uprawniało to do nierozegrania meczu - nadmienił. - Jesteśmy wstrząśnięci sytuacją, do jakiej doszło przed piątkowym meczem w Jastrzębiu. Liczymy, że sprawca, sprawcy zostaną zidentyfikowani i przykładnie ukarani. To szok dla całego środowiska hokejowego - skomentował wiceprezes PZHL Robert Walczak, cytowany przez oficjalny serwis polskiej federacji. Komisarz Ligi Marta Zawadzka dodała, że decyzję o rozstrzygnięciu meczu podejmie zarząd Polskiej Hokej Ligi.