Jastrzębianie mają wielką szansę, aby przejść do historii jako pierwszy zespół, który zdobył mistrzostwo, choć przegrywał w finale już 0-3. Dla jastrzębian sam awans do ścisłego finału mistrzostw Polski jest historycznym sukcesem. - Nie chcieliśmy na tym poprzestać. Te trzy pierwsze mecze przegraliśmy (jeden po rzutach karnych) nie będąc zespołem gorszym. Zabrakło trochę szczęścia. Hokeiści o tym wiedzieli. Byli wściekli. Nie myśleli o świętach, urlopach. Chcieli udowodnić, że są lepsi - dodał Frysztacki. Krakowianie trzykrotnie szykowali się do fetowania dziesiątego w historii klubu tytułu mistrzowskiego. Dodatkowa okazja przypadała w poniedziałek, kiedy trener Cracovii Rudolf Rohacek obchodził 50. urodziny. JKH wygrał jednak dwa razy u siebie, w środę w Krakowie i kwestia tytułu pozostała otwarta. Prorocze okazały się słowa Rohacka po pierwszej porażce, kiedy przypomniał, że do złotego medalu potrzebne są cztery wygrane. Na postawie JKH w wygranych spotkaniach zaważyła w dużym stopniu znakomita gra bramkarza Kamila Kosowskiego. W meczu numer cztery, kiedy jego zespół przegrywał w pierwszej tercji 1-3 zastąpił Ramona Sopko. I losy rywalizacji się odwróciły. - Kamil faktycznie trafił z formą. To bardzo ważne dla nas. W meczach dwóch równych zespołów postawa bramkarza ma kluczowe znaczenie - przyznał Frysztacki. Początek siódmego, decydującego o mistrzostwie, meczu w Jastrzębiu w piątek o godz. 18.30. - Choć szanse oceniam po równo, uważam, że to my wygramy, grając u siebie i po trzech kolejnych zwycięstwach. Na pewno można się spodziewać emocjonującego spotkania - zakończył wiceprezes JKH.