Torunianie zaliczyli zimny prysznic jeszcze zanim oficjalnie rozpoczął się sezon. Już po pierwszej tercji rozgrywanego awansem meczu z Comarch Cracovią schodzili do szatni przy wyniku 1:6. Szóstką - tyle, że do zera - "powieźli" ich sosnowiczanie, później w debrach Pomorza pokonali ich po karnych "Stoczniowcy", a we wtorek przegrali w Janowie mecz na przełamanie z Naprzodem (2:5). Wyniki szokują jeśli weźmie się pod uwagę wzmocnienia, na które szefowie klubu wyłożyli latem kasę. - Patrzę na to z niepokojem, chociaż spodziewałem się, że nie będzie aż tak dobrze, jak zapowiadano - twierdzi Tomasz Wawrzkiewicz, który był zawodnikiem TKH w latach 2004-2007. - Mówiło się, że zespół będzie walczył o medale, a tymczasem to nic pewnego. Obcokrajowcy to za mało. Brakuje mi w tej drużynie kilku mocnych krajowych zawodników. Wiadomo, że nie jest ich wielu, a tych którzy wyrobili sobie pozycję w innych klubach, nie jest łatwo namówić do zmiany barw. Jeśli ktokolwiek w tym momencie mógłby zazdrościć torunianom, to chyba tylko przeżywający ogromne kłopoty finansowe bytomianie. - Nie ma się co oszukiwać, kiepski początek nie buduje atmosfery w drużynie. Jestem w kontakcie z chłopakami, więc wiem, że są podłamani - przyznaje nasz były reprezentacyjny bramkarz. - Ciężko będzie im się odblokować. W dodatku kontuzji doznał Przemek Bomastek, a jego brak to duże osłabienie zespołu. Tak marny początek to ogromne zaskoczenie także dla samych torunian. - Może przerosły ich plany klubu - zastanawia się "Waha". - Mówiło się, że medale, że nie ma innej opcji, a tu taki kubeł zimnej wody... Jedynym pozytywem tej całej sytuacji jest to, że dołek przyszedł właśnie teraz a nie pod koniec sezonu zasadniczego czy w play offach. Może komuś da to do myślenia, że letnie transfery to nie koniec budowania drużyny.