W sobotę rozpoczyna się rywalizacja w półfinale play-off hokeistów. Bitwa o finał toczyć się będzie do czterech zwycięstwo. Najlepsza drużyna sezonu zasadniczego Ciarko KH Sanok podejmuje wicemistrzów Polski - Comarch/Cracovią, a zdobywca Pucharu Polski JKH Jastrzębie-Zdrój zmierzy się na własnym lodzie z dysponującym silnym składem GKS-em Tychy. INTERIA.PL: Kto będzie w tym roku mistrzem Polski w hokeju na lodzie? Milan Baranyk, napastnik GKS Tychy: - GKS Tychy. Ale przecież ostatnio nie radziliście sobie dobrze z Jastrzębiem. Ulegliście mu w półfinale Pucharu Polski, a później, na finiszu fazy zasadniczej przegraliście z nim walkę o drugie miejsce, przez co półfinał zaczynacie na wyjeździe. - Historia nie ma żadnego znaczenia. W play-offie panują zupełnie inne zasady, to niemal inny hokej. Dopóki się będzie grało w pięciu na pięciu, w meczu z JKH powinniśmy przeważać. Musimy jednak uważać na ich przewagi, bo mają je świetnie opracowane, strzelają dużo goli. W każdym meczu decydować będą szczegóły i nie należy się spodziewać wysokich wyników. Walka, walka i jeszcze raz walka. Co jest siłą JKH? - Trener Rzeznar pracuje z tym zespołem już bardzo długo, więc drużyna gra dokładnie to, co on od niej wymaga. Po powrocie Zdeneka Jastrzębie dysponuje wartościową trzecią "piątkę", bo wcześniej grę ciągnęły im pierwsze dwa ataki. Wydaje się, że atutem Jastrzębia może być też bramkarz. Kamil Kosowski to reprezentant Polski, podczas gdy wasz Arek Sobecki lata świetności ma już raczej za sobą. Ostatnie mecze z Unią wygrywaliście z Przemkiem Witkiem między słupkami, a on z kolei w sezonie zasadniczym był rezerwowym i bronił od święta. - Ale też fakty są takie, że w pierwszym meczu ćwierćfinałowym z Unią wszyscy chcieliśmy wygrać aż za bardzo, a przez to nie daliśmy należytego wsparcia Arkowi. Później trener zdecydował się na wprowadzenie do gry "Wicia" i zaczęliśmy wygrywać. Jeśli ktoś uważa, że mamy problem z bramkarzami, to równie dobrze ten zarzut można odeprzeć argumentem, że mamy dwóch dobrych golkiperów. Tym się różnimy na przykład od Cracovii i Sanoka. "Pasy" ratuje Rafał Radziszewski, w Sanoku niekwestionowaną "jedynką" jest Przemek Odrobny, ale gdy im się zdarzy kontuzja, bądź załamanie formy, zespoły mogą mieć poważny kłopot. Oprócz nas jeszcze Jastrzębie ma wyrównanych bramkarz - obok Kosowskiego jest tam doświadczony Sopko. Jak może lider tabeli - Ciarko KH Sanok zareagować na ponad dwutygodniową przerwę w rozgrywaniu meczów? Ten brak rytmu meczowego jest chyba atutem Comarch/Cracovii? - Wszyscy naokoło mówią o tym, jak ta przerwa może zaszkodzić Sanokowi. Moim zdaniem bardziej to samo gadanie może zaszkodzić, usztywnić drużynę Sanoka, niż fakt, że nie rozgrywali meczów przez kilkanaście dni. Moim zdaniem KH Sanok ma na tyle dobrych zawodników, że powinien się z tym uporać. Szanse Cracovii na awans do finału oceniam na góra 30 procent. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że Rafał Radziszewski złapał świetną formę i głównie dzięki niemu zespół wygrał po rzutach karnych dwa mecze z GKS-em Katowice? - Nie ma się co oszukiwać, że "Radzik" nie ma wsparcia w klasowych obrońcach, których zespół z Krakowa ma niewielu. W Sanoku mają nie tylko Odrobnego, ale przede wszystkim żelazną defensywę. Na niekorzyść Cracovii przemawia również fakt, że jej pierwsza i druga "piątka" były dotychczas eksploatowane aż zanadto. Przez to może zabraknąć im sił, gdy będą ważyły się losy awansu do finału. Jak się panu podoba reprezentacja Polski pod wodzą Igora Zacharkina i Wiaczesława Bykowa? - Przyznam szczerze, że zaskoczył mnie fakt, iż tej klasy fachowcy przyjechali do Polski. Obserwowałem ich pracę na zgrupowaniu w Tychach, widziałem dwa mecze turnieju Euro Ice Hockey Challange, sporo rozmawiam z chłopakami grającymi w reprezentacji. Po tym wszystkim wiem, że sprawy idą w dobrym kierunku. Podoba mi się zwłaszcza entuzjazm, z jakim kadrowicze podchodzą do ciężkiej pracy na lodzie i poza nim. Podobała mi się również sama gra "Biało-czerwonych". To twardy hokej, oparty na szybkiej jeździe na łyżwach. Jedyne, do czego można się przyczepić, to do zbyt małej liczby strzelanych goli. Często akcjom brakuje wykończenia. A może nie mamy snajperów? - Nie zgadzam się. Jest przecież Łopuski, Leszek Laszkiewicz, chłopaki z Sanoka na czele z Koluszem, czy "Kazkiem" Zapałą. Młodzieżowa reprezentacja wywalczyła awans na zaplecze światowej elity, a nawet jej liderzy mają kłopoty z wywalczeniem sobie miejsca na lodzie w Polskiej Lidze Hokejowej. Pojawia się pomysł, by od nowego sezonu reprezentacja U-20 grała w lidze. Co pan na to? - Moim zdaniem to kiepski pomysł, który nie sprawdził się na Słowacji. Młodzi chłopcy będą skazani na wysokie porażki, po których ich morale będzie upadało. Może bardziej sensownym byłoby nałożenie na każdą drużynę obowiązku wprowadzania w każdym meczu do gry minimum trójki dwudziestolatków? Ważne jednak, by grali regularnie w całym meczu, a nie tylko śladowo w pierwszej tercji. Ciekaw jestem pańskiej opinii na temat polskich bramkarzy. W hierarchii rosyjskich trenerów pierwszym jest Odrobny, drugim Kosowski, a Radziszewski dopiero trzecim. - Każdy z nich prezentuje inny styl, osobiście znam tylko "Radzika". Nie wykluczone, że ta hierarchia bramkarska tworzona jest na podstawie dokonań drużyn klubowych. W pewnym sensie na pozycję Odrobnego pracuje nie tylko on sam, ale cały zespół Sanoka, który w zeszłym sezonie w cuglach zdobył mistrzostwo Polski, to i Przemek w kadrze był "jedynką". Pamiętam, gdy z Podhalem zdobyliśmy mistrzostwo, to w reprezentacji bronił nasz Krzysiu Zborowski. Gdy później gorzej mu się wiodło w Oświęcimiu, to już nikt go nie powoływał do kadry. Rozmawiał: Michał Białoński